Odprawy przestały nęcić

Coraz mniej osób wybiera odprawę za dobrowolną rezygnację z etatu. Ważniejsze od finansowego zastrzyku okazuje się poczucie stabilizacji i socjalnego bezpieczeństwa

Publikacja: 11.04.2009 02:20

Huta ArcelorMittal

Huta ArcelorMittal

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

– Sytuacja na rynku pracy się pogarsza, więc programy dobrowolnych odejść nie przynoszą już efektów, jakich oczekują pracodawcy – mówi Grażyna Winiowska, prezes Instytutu Ekonomicznego Modus.

W koncernie ArcelorMittal, po ponad trzech miesiącach od uruchomienia programu, zrezygnowało z pracy 700 osób. To mniej niż połowa planowanych cięć w zatrudnieniu mających objąć 1500 pracowników. Program zakończy się w kwietniu. Choć zwalniający się mogą otrzymać 74 tys. zł (rezygnującym w styczniu firma oferowała nawet 99 tys.), na kolejnych chętnych trudno liczyć. – Ludzie boją się ryzyka. Po pięćdziesiątce nikt pracy nie znajdzie, a pieniądze z odprawy skończą się za dwa – trzy lata – twierdzi Jan Czajkowski, wiceprzewodniczący „Solidarności” w dąbrowskim zakładzie koncernu.

Nie wypełniono także programu w Zakładach Azotowych Tarnów. 250 osób mogło zainkasować do 30 tys. zł oraz standardową odprawę z kodeksu pracy. Zgłosiło się 175 pracowników. W spółce twierdzą jednak, że nawet to jest sukcesem. W chemicznym Zachemie dobrowolne odejścia w ogóle nie wypaliły. Według zakładowej „S” od początku marca zgłosiło się zaledwie sześć osób. Niewiadomą są także efekty programu w Zakładach Chemicznych Police, skąd musi odejść 300 osób. Od uruchomienia zapisów na początku kwietnia zgłosiło się mniej niż dziesięciu pracowników.

Jeszcze w ubiegłym roku zachęty działały dużo skuteczniej. Z Whirl-poola likwidującego 395 etatów odeszło 360 osób. Z trzech cukrowni należących do Krajowej Spółki Cukrowej – 80 proc. uprawnionych.

Według prof. Marka Szczepańskiego, socjologa z Uniwersytetu Śląskiego, pracownicy dużych firm boją się zmian. – W korporacjach mają stabilizację i poczucie bezpieczeństwa. W czasie kryzysu nie chcą tego tracić – mówi Szczepański.

Związkowcy ArcelorMittala twierdzą, że bonusami za odejście interesowali się zwłaszcza ludzie młodzi, z kwalifikacjami. Mają świadomość, że znajdą inną pracę. Jednak według Czajkowskiego takich zakład niechętnie się pozbywa. – To pracodawca wskazuje, kto może skorzystać z programu. Zabezpieczamy się, by nie stracić najlepszych fachowców – tłumaczy rzecznik ArcelorMittala Andrzej Krzyształowski.

Według ekspertów Modusa programy dobrowolnych odejść, mimo niechęci pracowników, będzie uruchamiać coraz więcej firm, które z powodu kryzysu muszą ciąć koszty. Wypłacanie dodatkowych bonusów, nawet bardzo wysokich, jest o 20 – 30 proc. tańsze od kosztów zwolnień grupowych. Ponadto łatwiej wynegocjować ich warunki ze związkami zawodowymi. Zdaniem Grażyny Winiowskiej o powodzeniu kolejnych programów nie będzie decydować tylko wysokość odprawy. – Równie zachęcające mogą się okazać bonusy o charakterze socjalnym, np. dotacje na studiujące dzieci czy zasiłek dla opiekujących się chorymi członkami rodzin – podkreśla.

[ramka][srodtytul]Stoczniowy wyjątek[/srodtytul]

Stoczniowcy, w odróżnieniu od pracowników innych firm, muszą przystąpić do programu dobrowolnych odejść, bo ich zakłady pracy z końcem maja przestaną istnieć. W PDO w Stoczni Gdynia wzięło już udział 700 osób, 15 kwietnia odejdzie kolejnych 205. W Stoczni Szczecińskiej Nowej – 1167 osób, 17 kwietnia odejdzie kolejnych 260. Wszyscy dostają odprawy: od 20 do 60 tys. zł. Dodatkowo tym, którzy zgłoszą się do programu zwolnień monitorowanych, przysługuje co miesiąc 2,5 tys. zł brutto nawet przez pół roku. W Gdyni do PZM zgłosiło się 431 osób, w Szczecinie – 758. Wypłaty tych świadczeń, na które stoczniowcy czekali od początku marca, ruszyły wczoraj.

[i]—b.ch.[/i][/ramka]

[i]masz pytanie wyślij e-mail do autora

[mail=a.wozniak@rp.pl]a.wozniak@rp.pl[/mail][/i]

– Sytuacja na rynku pracy się pogarsza, więc programy dobrowolnych odejść nie przynoszą już efektów, jakich oczekują pracodawcy – mówi Grażyna Winiowska, prezes Instytutu Ekonomicznego Modus.

W koncernie ArcelorMittal, po ponad trzech miesiącach od uruchomienia programu, zrezygnowało z pracy 700 osób. To mniej niż połowa planowanych cięć w zatrudnieniu mających objąć 1500 pracowników. Program zakończy się w kwietniu. Choć zwalniający się mogą otrzymać 74 tys. zł (rezygnującym w styczniu firma oferowała nawet 99 tys.), na kolejnych chętnych trudno liczyć. – Ludzie boją się ryzyka. Po pięćdziesiątce nikt pracy nie znajdzie, a pieniądze z odprawy skończą się za dwa – trzy lata – twierdzi Jan Czajkowski, wiceprzewodniczący „Solidarności” w dąbrowskim zakładzie koncernu.

Biznes
Riwiera w Strefie Gazy, czyli najbardziej szalony sen Donalda Trumpa
Biznes
Kolejny koncern zbrojeniowy z Unii będzie produkował na Ukrainie
Biznes
Gdzie wyrzucić woreczek po ryżu? Wiele osób popełnia ten sam błąd
Biznes
Trump pozbywa się papierowych słomek. To (częściowo) dobra decyzja, mówią ekolodzy
Biznes
TikTok powraca do sklepów z aplikacjami Apple i Google w USA