Największe światowe koncerny udowadniają w tym roku, że mogą zrezygnować z promowania się w ogarniętych kryzysem Europie, Ameryce Północnej czy Japonii. Wczoraj o swojej nieobecności na wrześniowym salonie we Frankfurcie poinformował Chevrolet. Wcześnie z udziału w tej imprezie zrezygnowały Honda, Nissan czy Mitsubishi.
Trudno się dziwić, skoro koszt udziału w takiej imprezie często przekracza 1 mln euro. Jednak o absencji na targach w Chinach nie może być w dzisiejszych czasach mowy. W Szanghaju są wszyscy z branży. A dokładniej ponad 1,3 tys. firm z całego świata.
— Nawet gdy inne rynki się kurczą z powodu globalnego kryzysu, Chiny mają zagwarantowany stabilny rozwój ekonomii i dalszy wzrost rynku samochodowego. Nasze nadzieje i oczekiwania związane z chińskim rynkiem są dziś większe, niż kiedykolwiek wcześniej — powiedział wczoraj w Szanghaju Katsuaki Watanabe, prezes Toyoty, przy okazji premiery hybrydowej wersji Camry.
Chiny już na początku tego roku przegoniły USA w wielkości sprzedaży nowych samochodów. Dzięki rządowym ulgom w podatkach od zakupu nowych samochodów (z silnikami o pojemności do 1,6 l) w tym roku chiński rynek ma urosnąć o 10 proc. Tak przynajmniej przewidują analitycy. Tymczasem wg J.D. Powers spadek globalnej sprzedaży nowych samochodów sięgnie w tym roku 8,2 proc. Nie dziwi zatem, że nie tylko Watanabe osobiście stawił się na otwarciu targów w Szanghaju, ale dołączyła do niego cała plejada najważniejszych osób w światowej motoryzacji, z szefem Daimlera Dieterem Zetsche na czele.
Większość ze wspomnianych premier to lokalne, chińskie modele. Ale też Szanghaj to miejsce debiutu pierwszego w historii firmy Porsche czterodrzwiowego sedana, czyli modelu Panamera. Ten potężny (prawie 5-metrowy) wóz w Niemczech pojawi się dopiero we wrześniu. Nie przypadkiem swoją najważniejszą premierę roku Porsche zorganizowało w Chinach - niemiecka marka w 2008 r. podwoiła sprzedaż w Azji, głównie dzięki Chinom.