W końcu kwietnia władze Kazachstanu wystąpiły do Rosji o zgodę na tranzyt 10 – 15 mld m sześć. swojego gazu rocznie przez rosyjskie terytorium do Europy. Kazachowie chcą w ten sposób uwolnić się od zależności od Gazpromu, który dotąd kupuje kazachski gaz na granicy (ok. 10 mld m sześć poprzez swoją niemiecką spółkę ZMB GmBH).
W czwartek w Astanie premier Władimir Putin rozmawiał o gazie z władzami Kazachstanu. Jak dowiedział się „Kommiersant”, Rosja zgodziła się na zapłatę w europejskich cenach za cały kazachski gaz (obecnie za część płaci niższe stawki). Nie dała jednak zgody na samodzielny handel gazem przez byłą republikę radziecką.
– To jest decyzja polityczna, a nie ekonomiczna i będzie ona kosztowała Gazprom, a w rezultacie rosyjski budżet, miliardy dolarów – ocenia w rozmowie z „Rz” Witalij Kriukow, analityk rynku paliwowego Inwestycyjnej Grupy Kapitał w Moskwie. Zwraca uwagę, że Kazachstan ma duże zasoby gazu i będzie go wydobywał coraz więcej. Tymczasem Gazpromowi zakup gazu z azjatyckich republik po cenie europejskiej się nie opłaca.
– Problemem Gazpromu nie jest dziś wydobycie, ale zbycie gazu. W piątek nasz monopolista ogłosił pesymistyczną prognozę spadku swojego wydobycia w tym roku o 18 proc. Koncern może też kupować gaz od innych rosyjskich spółek po 30 dol./1000 m sześc., podczas gdy od Azjatów odbiera po 180 – 200 dol. Mógłby więc zrezygnować z azjatyckiego gazu i zarabiać na opłatach tranzytowych. Widać jednak, że rachunek ekonomiczny się nie liczy. Chodzi raczej o to, by Kazachstan czy Turkmenia samodzielnie nie wyszły na rynki europejskie, co może się okazać groźne dla przyszłych interesów Gazpromu – wyjaśnia Kriukow.
Zasobne w paliwa byłe republiki miały wspólnie z Rosją budować gazociąg transazjatycki po dnie Morza Czarnego. Gdy z planów nic nie wyszło, kraje zaczynają coraz śmielej szukać dróg samodzielnego wyjścia na europejski rynek.