Główny inżynier kopalni Wujek-Śląsk w Rudzie Śląskiej Andrzej Bielecki potwierdził wczorajsze informacje „Rz”, że w dniach poprzedzających piątkowy wypadek na ścianie V dochodziło do gromadzenia się metanu w kilku miejscach. Chodniki przewietrzano, co najmniej raz wycofano z rejonu pracujących górników. Bielecki przyznał, że sytuacja z przekroczeniem wskaźników metanu zdarzyła się dwukrotnie.
Według Jerzego Markowskiego, byłego wiceministra górnictwa i ratownika górniczego, dyrekcja kopalni zlekceważyła te sygnały. – Dyrektor powinien wystąpić do Okręgowego Urzędu Górniczego o wprowadzenie specjalnych rygorów, a rejon objąć tzw. akcją ratowniczą – ocenił.
Z kolei Jerzy Kolasa, dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego, potwierdził inną informację „Rz”, że najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy był nagły, niekontrolowany wypływ metanu. – Takie sytuacje zdarzają się w kopalniach – tłumaczył. Tak było np. w 2008 r. w kopalni Sośnica-Makoszowy w Gliwicach.
Piotr Litwa, prezes Wyższego Urzędu Górniczego, ujawnił , że feralną ścianę kopalni Wujek-Śląsk kontrolowano w tym roku pięć razy. Kontrole OUG nasiliły się w kwietniu i maju tego roku po doniesieniu anonimowego górnika do ABW. Twierdził, że dochodziło do fałszowania wskaźników metanu.
Sprawdzano czujniki, dokumentację, przesłuchano też dwóch pracowników z dozoru kopalni i dwóch pracowników zajmujących się badaniem poziomu stężenia metanu. Nieprawidłowości nie wykryto. – Czujniki metanu w dniach kontroli były sprawne – mówił Litwa.