Jeszcze w tym roku ze stoczni, która zatrudnia ponad 1,2 tys. osób, odejdzie 220 pracowników, głównie z administracji i wydziałów pomocniczych. Kolejnych 30 wypowiedzeń wręczonych zostanie do kwietnia 2010 r. – Cięcia miały być większe, ale dla spokoju społecznego musieliśmy ustąpić – przyznaje Roman Kraiński prezes spółki.
Redukcję zatrudnienia udało się wynegocjować ze związkami, które dotąd często dyktowały warunki spółce. Prezes Kraiński przypomina, że jeszcze pod koniec sierpnia do sądu trafił wiosek o upadłość układową firmy. Teraz trzeba do tego rozwiązania przekonać sędziów.
– Sytuacja w stoczni poprawia się, drgnęły przychody, widzimy szansę na zawarcie układu z wierzycielami – przekonuje Andrzej Szortyka, wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu, która ma prawie 100 proc. udziałów w spółce.
W kolejnych latach za wykonane remonty i modernizacje stocznia dostawała od armii co roku 60 – 100 mln zł. Zwykle marynarka miała jednak zastrzeżenia do jakości i przekraczania kontraktowych terminów. W tym roku zresztą znów przesunie się w czasie zaplanowany remont trzech jednostek, w tym największego naszego okrętu podwodnego „Orzeł”.
Znów opóźni się też budowa korwety Gawron, najdroższego nowego okrętu dla armii. Tym razem nie z winy stoczni. To MON nie znalazło pieniędzy na kontynuowanie budowy jednostki, która ma kosztować podatników 1,3 mld zł. Nie da się jednak uniknąć wydania dziesiątków milionów złotych na ubezpieczenie kadłuba i przeglądy zainstalowanych w jego wnętrzu agregatów.