Spółki sprzedające energię elektryczną odbiorcom indywidualnym domagają się podwyżek cen o 13 – 19 proc., czyli zaledwie o 3 proc. mniejszych niż we wrześniu. Prezes Urzędu Regulacji Energetyki Mariusz Swora uważa, że nie mają podstaw do takich żądań. W przyszłym tygodniu znów wezwie wszystkie spółki, by skorygowały swoje wnioski taryfowe, czyli propozycje cenników na 2010 r.
– Oczekiwania firm są zbyt wygórowane i nie mogę ich zaakceptować – tłumaczy „Rz” szef URE. – Nie uzasadnia ich zwłaszcza sytuacja na rynku hurtowym.
Sprzedawcy energii argumentują jednak, że określanie poziomu cen na podstawie tych, jakie są w transakcjach giełdowych, nie może służyć za wyznacznik rynku.
– Na giełdzie jest słaba płynność i minimalne wolumeny energii, więc jeśli za megawatogodzinę płaci się ponad 180 zł, to nie jest to miarodajna cena – uważa Krzysztof Zamasz, wiceprezes drugiego co do wielkości koncernu energetycznego w kraju – grupy Tauron. – W przetargach organizowanych przez największych wytwórców cena wynosi ponad 190 zł – dodaje.
Zauważa też, że na rynku hurtowym i u samych wytwórców sytuacja jest niepewna, więc nie jest przesądzone, że obecne ceny hurtowe będą utrzymane w 2010 r. – Nadal elektrownie negocjują z kopalniami kontrakty na dostawy węgla, licząc na obniżki – dodaje Krzysztof Zamasz. – I w efekcie mamy nietypową sytuację – żaden z trzech największych odbiorców węgla energetycznego nie ma go zakontraktowanego.