W ostatnich miesiącach z rynku zniknęło ponad 35 tys. automatów do gry o niskich wygranych (tzw. jednorękich bandytów), na początku 2010 r. było ich zaś aż 55 tys. Czy to oznacza, że Polacy nie grają? Nie – po prostu grają gdzie indziej.
Nowa ustawa hazardowa spowodowała, że wzrosły podatki dla branży, i wprowadziła stopniowe wygaszanie zezwoleń na funkcjonowanie takich maszyn. Dlatego automaty szybko znikają z barów i stacji benzynowych.
– W wielu miejscach maszyny stały się niedochodowe i wycofano je – mówi Radek Popiel, rzecznik Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych. Miesięczne obciążenia od jednego automatu wzrosły bowiem z ok. 750 – 800 zł do 2 tys. zł.
Hazard ma ostatnio zły PR. – Dla graczy nie ma to znaczenia, inaczej niż dla właścicieli lokali handlowych, w których taki sprzęt jest ustawiany – mówi Dorota Jakubowska, psycholog biznesu z grupy Trop. Jej zdaniem, by nie tracić klientów robiących zakupy, przedsiębiorcy mogą rezygnować z jednorękich bandytów.
Jacek Kapica, wiceminister finansów, któremu podlega branża hazardowa, nie ma wątpliwości, że część automatów została przeniesiona do szarej strefy. W przypadku tych, które działają legalnie, ich właściciele też chwytają się różnych metod, by zwiększyć zyski. Pojawiły się np. maszyny, które symulują grę zręcznościową. Oficjalnie nie ma wygranej, a w rzeczywistości pieniądze płaci "pod stołem" barman.