Z szacunków "Rz" wynika, że udziały rynkowe Red Bulla — w ujęciu ilościowym — mogły skurczyć się w pierwszym kwartale 2011 r. o niemal 2 pkt. proc. do 8 proc. Udało się jej wprawdzie utrzymać pozycję wicelidera polskiego rynku energetyków wartego niemal 700 mln zł. Jednak jego przewaga nad trzecim na rynku Burnem produkowanym przez Coca — Colę stopniała do do 2 pkt. proc. Przed rokiem wynosiła 6 pkt. proc.
O 12 proc. zmalała natomiast wartość sprzedaży Red Bulla. Marka zanotowała gorsze wyniki, mimo że znawcy branży, typowali ją na tą, która powinien skorzystać na zamieszaniu wokół marki Tiger. To właśnie on odebrał Red Bullowi pozycję lidera polskiego rynku energetyków kilka lat temu.
Zamieszanie wokół Tigera zaczęło się pod koniec 2010 r. Dariusz Michalczewski, właściciel znaku towarowego Tiger, zerwał wówczas umowę z firmą FoodCare, która go produkowała. Były bokser związał się z grupą Maspex, która wprowadziła na rynek własną wersję napoju Tiger. Obecnie FoodCare nie może produkować ani sprzedawać Tigera, ponieważ zakazał mu tego sąd. Zapowiada jednak walkę o prawa do napoju, ponieważ uważa, że to on, a nie Michalczewski, jest ojcem sukcesu Tigera.
Red Bull nie chce komentować działań konkurencji. Nie wyjaśnił nam także, co doprowadziło do spadku jego sprzedaży w Polsce.— Mamy na razie do czynienia ze spadkiem sprzedaży w zbyt krótkim okresie, aby wnioskować już jakiś trend. Zobaczymy jak zachowa się rynek w drugim kwartale — wyjaśnia Aleksandra Zarychta z Red Bulla.
Polski rynek napojów energetycznych jest coraz trudniejszy. Przez kilka ostatnich lat rósł w tempie kilkudziesięciu procent rocznie. Tak szybki rozwój sprawił, że weszło na niego wielu małych graczy, którzy konkurują ceną. Na promocję cenową zdecydował się także Red Bull. W pierwszym kwartale 2011 r. jego cena promocyjna wynosiła w kanale tradycyjnym, czyli małych sklepach wynosiła 4,99 zł za 250 ml. Rok wcześniej było to 5,49 zł.