Na razie stocznie są jeszcze rozpędzone. Tegoroczna produkcja powinna sięgnąć 15-17 tys. łodzi w porównaniu do 10 tys. w czasie kryzysu 2008-2009. Jeszcze wiosną część firm planowała nawet wzrost zatrudnienia. Przykładowo Janmor z Głowna, który w 2008 roku zredukował liczbę pracowników do ok. 30 osób, pół roku temu planował zwiększenie załogi do ok. 100 osób w końcu grudnia. – W tym roku wielkość naszej produkcji rośnie o 15 proc. Zrobimy 240-250 łodzi – deklaruje właściciel stoczni Andrzej Janowski. Ale obecne zatrudnienie to wciąż tylko połowa z planowanej setki. A przyszły rok – jak sam przyznaje – pozostaje dużą niewiadomą.
Według wiceprezesa Polboat - Polskiej Izby Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych Sebastiana Nietupskiego, nadchodzący sezon nie będzie dla branży zbyt dobry. Pokazały to targi jachtów motorowych w Genui na początku października. Liczba wystawców stopniała w porównaniu z ubiegłym rokiem o blisko jedną trzecią. – Branża musi się liczyć ze spadkiem zamówień. Byłoby dobrze, gdyby w przyszłym roku udało się utrzymać obecne wyniki - uważa Nietupski.
A jest o co walczyć. Polski przemysł jachtowy to prawdziwa potęga. W sektorze działa blisko 900 firm, wszystkie są prywatne. Zatrudniają ok. 35 tys. osób. Zdolności produkcyjne branży sięgają 22 tys. łodzi rocznie. Głównym produktem są łodzie motorowe o długości od 6 do 9 metrów. Ale buduje się też potężne jednostki mierzące przeszło 20 metrów. 95 proc. produkcji to eksport. Głównie Europa Zachodnia, Skandynawia i kraje basenu Morza Śródziemnego. Ale też USA, Rosja i ostatnio – Daleki Wschód.
Czołówkę branży stanowi sześć stoczni: Delphia Yacht Kot z Ostródy, Galeon ze Straszyna koło Gdańska, Ostróda Yacht z Ostródy, Balt-Yacht z Augustowa, Model Art/Parker z Ostródy oraz Ślepsk z Augustowa. Ich łodzie to 60 proc całej polskiej produkcji. – Duże firmy będą bardziej odporne na zawirowania niż te mniejsze – twierdzi Nietupski.
Pierwsza fala kryzysu sprzed trzech lat zmusiła je do restrukturyzacji. Przykładowo Galeon, który jeszcze w 2008 roku zatrudniał ok. 900 pracowników, przyciął liczbę etatów o blisko połowę. Zmodyfikował także proporcje produkowanych jednostek. – Zwiększyliśmy ponadtrzykrotnie produkcję łodzi najmniejszych. Popyt na te największe, przeszło dwudziestometrowe jest bardzo słaby – mówi dyrektor marketingu Galeonu Ola Brzozowska.