W Polsce do wzięcia jest obecnie 200 – 250 hoteli należących głównie do prywatnych właścicieli – blisko jedna dziesiąta całego rynku – oceniają analitycy. Spora część nie zdołała się dostosować do potrzeb: mają nieodpowiedni standard, wielkość lub złą lokalizację. – To razem obniża rentowność. W efekcie rośnie liczba hoteli wystawianych na sprzedaż – twierdzi Andrzej Szafrański, szef e-hotelarstwa.
Takim hotelom nie pomoże nawet trwające przez miesiąc Euro 2012, z którymi część polskich hotelarzy wiąże duże nadzieje. Na mistrzostwach zyskają głównie obiekty w miastach, gdzie będą mecze. Ponadto mistrzostwa są wydarzeniem jednorazowym: słabym ekonomicznie hotelom pełne obłożenie nawet przez połowę czerwca niewiele może pomóc.
Długi okres zwrotu
Według Janusza Mitulskiego, partnera w firmie doradczej Horwath HTL, największym problemem jest niedopasowanie hoteli do potencjału rynkowego, co wiąże się z poniesieniem zbyt dużych nakładów na inwestycję. – Hotelarstwo jest bardzo kapitałochłonne, zaciąga się kredyt na wiele lat, więc błędy w planowaniu będą się długo ciągnąć – ostrzega Mitulski. – Hotel powinien zwracać się w ciągu siedmiu – ośmiu, góra dziesięciu lat. Jeśli ma to trwać 15 lat, to ryzyko jest zbyt duże z powodu możliwych zawirowań rynku – dodaje Jan Wójcikiewicz, właściciel Hiltona w Gdańsku.
Dlatego część hoteli będzie bardzo trudno sprzedać. Zwłaszcza że ceny jeszcze obniża duża liczba obiektów wystawionych na sprzedaż, m.in. w ramach prywatyzacji. Pod koniec ubiegłego roku resort skarbu zdołał sprzedać 85 proc. udziałów łódzkiej spółki Centrum-Hotele, która jest operatorem pięciu hoteli miejskich. – Osiągnięta cena nieco ponad 43 mln zł znacznie odbiegała od ofertowej. W poprzednich przetargach cena wywoławcza wynosiła 91 mln 35 tys. zł – podkreśla Szafrański.
W ubiegłym roku frekwencja w hotelach w krajach Unii Europejskiej wzrosła średnio o 3,8 proc., w Polsce o 7,6 proc.