Borykająca się z problemami finansowymi Alitalia nawarzyła sobie jeszcze jeden wielki kufel piwa, które teraz musi wypić. W zeszły weekend włoski przewodnik zaoferował kod promocyjny, przy użyciu którego można było kupić bilety ze zniżką. Promocja miała dotyczyć wyłącznie rejsów z Japonii. Jednak błędna konfiguracja systemu sprawiła, że poprzez japońską wersję strony Alitalii możliwe było nabycie biletu z owym kodem zniżkowym na loty po całym świecie. Dodajmy, że kod dawał aż 25 tys. jenów zniżki, co odpowiada kwocie 240 euro.
Jak można się domyślić wieść o "promocji" rozeszła się lotem błyskawicy. Na stronach podróżniczych, forach internetowych blogach, wszędzie ludzie wymieniali się informacjami i instrukcjami jak przebrnąć przez formularz rezerwacyjny w języku japońskim, aby kupić upragniony lot za grosze, a w wielu przypadkach nawet całkiem za darmo.
W efekcie tysiące osób zaczęło masowo kupować bilety przewoźnika. Darmowe loty po Europie, przeloty ze Starego Kontynentu do Afryki za kilka euro, czy do Ameryki Północnej za 40 euro - bilety rozchodziły się jak ciepłe bułeczki. Ile takich wadliwych rezerwacji sprzedała Alitalia? Szacunki mówią o olbrzymich liczbach - od 300 tys. do nawet miliona.
Kiedy pracownicy Alitalii zorientowali się co się stało, postanowiono promocyjnie wystawione bilety anulować. Do klientów rozesłano e-maila z informacją, że promocja dotyczyła wyłącznie wylotów z Japonii, i że ich wystawione i potwierdzone bilety są nieważne. Rozsyłane wiadomości nawet nie zawierały informacji dotyczących przelotów. Wpadka goniła wpadkę.
Jak można się domyślić w sieci zawrzało. Informacja poszła w świat, a nieudolne próby posprzątania tego bałaganu sprawiły, że na przewoźnika posypały się gromy. W końcu po trzech dniach Alitalia się ugięła i zaproponowała kompromis.