Jest w USA prężna branża przemysłu, która nie odczuła kryzysu. W ostatnich latach rozwijała się szczególnie szybko, dając się mocno wzbogacić inwestorom. Pomimo to wielu polityków z Waszyngtonu chciałoby jej zaszkodzić. Do jej wrogów należy m.in. prezydent Barack Hussein Obama, ale paradoksalnie jego działania uczyniły ten sektor potężniejszym. Producenci broni palnej, bo o nich mowa, pod rządami Obamy przeżywają bezprecedensowe prosperity. Popyt na ich wyroby mocno rośnie, podobnie jak notowania ich akcji. Walory Smith &?Wesson, największego producenta broni palnej w USA, zyskały od początku 2012 r. 97 proc., a od początku 2009 r. 277 proc. Jego konkurent Sturm, Ruger & Company odnotował w tym czasie wzrost akcji odpowiednio o 63 proc. oraz o 780 proc. Szacunki za 2012 r. mówią, że cała branża miała 11,7 mld USD sprzedaży oraz 993 mln USD zysków. Sama tylko sprzedaż Smith & Wesson wyniosła 412 mln USD i była o 23 proc. większa niż w 2009 r.

Obama straszy obywateli

Amerykańscy producenci broni czasem żartują, że Barack Obama jest najlepszym sprzedawcą ich wyrobów. Analitycy komentując wyniki tych spółek oraz zachowanie kursów ich akcji mówią już nawet o „zwyżce Obamy". Ważnym czynnikiem napędzającym koniunkturę w branży są bowiem wysiłki prezydenta oraz polityków z Partii Demokratycznej zmierzające do ograniczenia Amerykanom dostępu do broni palnej. Obama już w 2008 r. był postrzegany jako polityk niechętny drugiej poprawce do konstytucji (gwarantującej obywatelom możliwość posiadania broni oraz zrzeszania się w ochotniczych milicjach) i robił wszystko, by to wrażenie pogłębić. Nic dziwnego, że Amerykanie – ludzie, w których tradycji posiadanie broni palnej jest wyznacznikiem wolności osobistej – poczuli się zaniepokojeni i zaczęli skupować broń, zanim zmiany legislacyjne uczynią to trudniejszym. Nieprzypadkowo więc Smith & Wesson była jedną z nielicznych spółek, które zyskiwały na giełdzie nowojorskiej na pierwszej sesji po reelekcji Obamy.

Ale sukces branży to nie tylko zasługa politycznych dążeń amerykańskiego prezydenta. Wzrost sprzedaży broni palnej w USA to trend obserwowany od ponad dziesięciu lat. Amerykanie reagują w ten sposób zarówno na wzrost przestępczości pospolitej związany z kryzysem gospodarczym, jak i na zagrożenie terroryzmem. To również wynik wzrostu popularności sportów strzeleckich. Ale Obama mocno się przyczynił, by ten trend umocnić. Przez pierwsze trzy i pół roku jego rządów FBI dokonała blisko 50 mln rutynowych kontroli związanych z zakupami broni palnej przez Amerykanów. W ciągu pierwszej kadencji Busha Jra. było takich kontroli – a więc również legalnych transakcji sprzedaży broni o połowę mniej. Obama i jego machina PR-owska eksploatują w mediach przypadki, w których osoby niestabilne psychicznie dokonują masakr z użyciem broni palnej. Przynosi to jednak efekt odwrotny do zamierzonego. Amerykanie „bombardowani" przez media makabrycznymi historiami o szkolnych strzelaninach czują się zagrożeni, więc kupują broń. W tydzień po masakrze w kinie „Aurora" w lipcu 2012 r. liczba wniosków o zakup broni palnej wzrosła o 40 proc. W dzień po strzelaninie w szkole w Newtown sprzedano 120 –130 tys. sztuk broni palnej. Szczególną popularnością cieszyły się karabiny Bushmaster, czyli broń użyta przez sprawcę masakry w Newtown. Wielu Amerykanów denerwuje hipokryzja lobby przeciwników drugiej poprawki. Obama oraz inni politycy chcący ograniczać praworządnym obywatelom dostęp do broni.

O ile polityczna propaganda często przedstawia amerykańskich miłośników broni palnej jako niebezpiecznych, skrajnie prawicowych ekstremistów, to dane statystyczne wskazują, że pęd do posiadania broni jest w USA dosyć powszechny. Według instytutu Gallupa w 1959 r. 60 proc. Amerykanów chciało wprowadzania zakazów posiadania broni palnej. Obecnie za takim rozwiązaniem opowiada się jedynie 26 proc. respondentów. O ile w 2009 r. do posiadania broni palnej przyznawało się 30 proc. wyborców głosujących na demokratów, to obecnie jest to już 40 proc. Odsetek kobiet posiadających broń palną wzrósł z 13 proc. w 2005 r. do 23 proc. w 2013 r. Od początku kadencji Obamy kupiono legalnie w USA blisko 67 mln sztuk broni palnej. Największym sprzedawcą broni palnej w Stanach Zjednoczonych stała się w ostatnich latach sieć hipermarketów Wal Mart. Amerykanie kochają broń jeszcze bardziej niż kilka lat temu.