Ale szefowie linii lotniczych apelują o spokój. I zapewniają, że będą latać jedynie wówczas, kiedy będzie bezpiecznie. Chcą za wszelką cenę uniknąć paniki, która cztery lata temu kosztowała ich 1,5 mld euro utraconych wpływów.
Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego EASA wezwała przewoźników do maksymalnej ostrożności w planowaniu lotów, podkreślając jednocześnie, że nie może powtórzyć się sytuacja z 2010 roku, kiedy natychmiast po pojawieniu się w atmosferze chmury pyłu wulkanicznego, zamknięta została cała przestrzeń powietrzna nad Europą. „Przestrzeń może zostać zamknięta wyłącznie, kiedy nie uda się zagwarantować bezpieczeństwa" - napisała agencja w komunikacie. Zdaniem EASA loty mogą być wstrzymane przez kraje europejskie, kiedy pył wulkaniczny i gaz wydobywający się z krateru będą stanowiły bezpośrednie zagrożenie dla operacji lotniczych.
EASA wydała oświadczenie po tym, jak władze islandzkie poinformowały o zwiększającej się częstotliwości wstrząsów ziemi wywołanych rosnącą aktywnością wulkanu Bardarbunga. Ożywił się również włoski wulkan Stromboli na północnym wybrzeżu Sycylii, który może zagrozić transportowi lotniczemu nad częścią Morza Śródziemnego.
Mimo że władze islandzkie wprowadziły najwyższy, czerwony, alarm, to wiadomo, że dopóki nie został stopiony lód z lodowca Vatnajoekull na zboczach Bardarbungi, dopóty jest bezpiecznie. Melissa Pfeffer z Islandzkiego Instytutu Moeteorologicznego wyjaśniła, że siła potencjalnego wybuchu zależy od grubości pokrywy lodowej. - Im grubsza jest pokrywa lodowa, tym tym więcej będzie wody i tym większe natężenie wybuchu - mówiła Melissa Pfeffer.
EASA jednak wyraźnie naciska przewoźników, by kiedy tylko pył wulkaniczny pojawi się w atmosferze unikały objętego nim obszaru. W takich wypadkach również niezbędne są dodatkowe kontrole silników właśnie pod kątem ich potencjalnego uszkodzenia.