Europejski projekt zbrojeniowy, który może być przełomem

Lista europejskich projektów zbrojeniowych, w które nie weszła Polska, jest długa. Teraz to się zmienia, a ELSA, czyli rakiety balistyczne długiego zasięgu, może być prawdziwym „gejmczendżerem”.

Publikacja: 20.02.2025 10:31

Amerykańskie rakiety balistyczne

Amerykańskie rakiety balistyczne

Foto: Adobe Stock

Wymieniać można długo zarówno spektakularne sukcesy, jak i niewypały czy wręcz kapiszony. Taka jest lista łączonych projektów zbrojeniowych europejskiego przemysłu, gdzie kilka krajów decyduje się wspólnie rozwijać uzbrojenie.

I tak np. Francja i Niemcy obecnie rozwijają Main Ground Combat System, czyli czołg przyszłości. W ostatnich latach projekt miał jednak sporo przestojów. To, czy zakończy się sukcesem, czyli wdrożeniem do seryjnej produkcji, nie jest pewne. Pewne jest natomiast, że Polski w tym projekcie nie ma.

Jeszcze w poprzedniej dekadzie naszych partnerów dopytywał o to przedsięwzięcie ówczesny wiceminister obrony Tomasz Szatkowski, ale odzewu nie było. Z kolei w ambasadzie Niemiec wówczas usłyszeliśmy, że Polska będzie mogła dołączyć na późniejszym etapie, gdy już będzie produkcja. My jednak nie czekaliśmy i ruszyliśmy na zakupy zbrojeniowe do USA (czołgi Abrams) i Korei Południowej (K2).

Czytaj więcej

Wykuwa się kolejny pancerny gigant w Europie

Wspólne projekty mogą być sukcesem

W przypadku samolotów prowadzone są aż dwa konkurencyjne projekty dotyczące rozwoju statku powietrznego przyszłości. W Future Combat Air System (FCAS) zaangażowani są Niemcy, Francuzi i Hiszpanie. Tu ważną rolę odgrywa Airbus. Z kolei w konkurencyjny Global Combat Air Programme (GCAP) inwestują Brytyjczycy, Włosi i Japończycy.

– W projekt wspólnego samolotu nie weszliśmy, ponieważ nie mamy zbyt wiele do zaoferowania przemysłowo, a nasz rynek pod tym względem nie jest aż tak duży. W te projekty trzeba zaangażować duże środki, które potem mają się zwrócić w produkcji przemysłowej, a my w tym obszarze nie mamy takich zdolności – wyjaśnia Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”. – Projekty europejskie zawsze są trudne, bo wielu partnerów to wiele różnych interesów przemysłowych. Ale sukcesem na pewno jest samolot Eurofighter, który stał się wielonarodową platformą. Inny sukces to samolot transportowy A400M Atlas. Znacznie więcej udanych programów jest we współpracy bilateralnej, bo łatwiej jest się dogadać dwóm partnerom niż np. pięciu – tłumaczy ekspert.

Rakiety długiego zasięgu to kluczowa zdolność bojowa

Choć nie weszliśmy we wspólną budowę czołgów czy samolotów ani nawet śmigłowców (mogliśmy się zaangażować w projekt śmigłowca szturmowego AW-249 razem z Włochami), to teraz jest szansa, że jednak odniesiemy korzyści z wielonarodowej kooperacji. W lipcu Polska wraz z Francją, Niemcami i Włochami powołały do życia inicjatywę ELSA, czyli European Long Range Strike Approach. Po stronie rządu za projekt odpowiada Ministerstwo Obrony Narodowej.

Chodzi o rozwój rakiet długiego zasięgu mogących razić przeciwnika na dystansie od 1 tys. do 2 tys. km. Do inicjatywy przyłączyli się później Brytyjczycy, a ostatnio także Szwedzi.

 Posiadanie systemów dalekiego zasięgu jest fundamentalną zdolnością do obrony i odstraszania

dr Wojciech Lorenz

Na jakim etapie jest ten projekt? – Inicjatywa ELSA po podpisaniu listu intencyjnego jest przedmiotem analiz i prac na poziomie eksperckim między państwami sygnatariuszami, jak też spotkań i rozmów na poziomie eksperckim. Prace te koncentrują się na trzech obszarach: identyfikacji potrzeb państw sygnatariuszy w obszarze zainteresowania inicjatywy, poszukiwaniu efektywnych sposobów realizacji tych potrzeb w ramach współpracy międzynarodowej i planowaniu konkretnych programów i projektów do wspólnej realizacji przez zainteresowane państwa – odpowiadają „Rzeczpospolitej” urzędnicy z Ministerstwa Obrony Narodowej. – Inicjatywa z założenia jest platformą współpracy międzyrządowej, w ramach której zainteresowane państwa mogą realizować wspólne projekty i programy z zakresu szeroko pojętego rozwoju zdolności w całym cyklu życia. 

Dlaczego ta inicjatywa jest tak istotna? – Posiadanie systemów dalekiego zasięgu jest fundamentalną zdolnością do obrony i odstraszania. Doświadczenie z Ukrainy jest jasne: trzeba zrobić wszystko, co jest możliwe, by wojna nie skończyła się jako konflikt na wyczerpanie, który daje przewagę Rosji. Dlatego nie powinniśmy się opierać tylko na siłach lądowych: czołgach, armatohaubicach czy śmigłowcach, musimy mieć zdolność do niszczenia logistyki na dalekim zapleczu przeciwnika i zdolność do szybkiej eskalacji. A to zapewniają rakiety balistyczne dalekiego zasięgu – odpowiada dr Wojciech Lorenz, ekspert ds. bezpieczeństwa w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. – Widząc, co się dzieje w relacjach transatlantyckich [można się obawiać], że gdyby doszło do groźby nuklearnej, USA mogą uznać, że nie chcąc eskalować konfliktu, nie pozwolą sojusznikom używać np. rakiet JASSM, które posiadamy. Dlatego musimy mieć autonomiczną zdolność. ELSA jest odpowiedzią na deficyt strategii wojskowych NATO, które powinny być bardziej ofensywne, a z drugiej strony, na politykę USA, która staje się nieprzewidywalna i nie jest jasne, jak Waszyngton się zachowa w razie konfrontacji Rosja–Europa – dodaje.

Czytaj więcej

USA pytają Europę o bezpieczeństwo Ukrainy. Jaką cenę jest w stanie zapłacić?

Europejskie rakiety mogą być gotowe za pięć lat

Ile czasu może zająć budowa tego typu rakiet? Na pytanie portalu Breaking Defense, czy to może być pięć lat, szwedzki minister obrony Pål Jonson odpowiedział, że nie wyklucza takiej możliwości.

– Po uzgodnieniach politycznych i technicznych realistyczne jest wyprodukowanie takich rakiet w czasie krótszym niż pięć lat – zgadza się z nim Wojciech Lorenz i dodaje, że trzeba myśleć w relacji kosztów do efektu: dlatego to powinny być rakiety balistyczne, które są trudniejsze do strącenia przez systemy obrony przeciwrakietowej niż manewrujące.

Obecnie w Europie nie ma zdolności do produkcji pocisków o tak dużym zasięgu, które byłyby odpalane z wyrzutni lądowych, czyli mówiąc inaczej, w Europie nie ma odpowiednika chociażby dla rosyjskich iskanderów, których zasięg ma wynosić co najmniej 500 km. Taka zdolność może być nieoceniona chociażby do niszczenia zaplecza logistycznego przeciwnika, który w obliczu zagrożenia atakiem rakietowym powinien je trzymać dalej od linii frontu.

Wymieniać można długo zarówno spektakularne sukcesy, jak i niewypały czy wręcz kapiszony. Taka jest lista łączonych projektów zbrojeniowych europejskiego przemysłu, gdzie kilka krajów decyduje się wspólnie rozwijać uzbrojenie.

I tak np. Francja i Niemcy obecnie rozwijają Main Ground Combat System, czyli czołg przyszłości. W ostatnich latach projekt miał jednak sporo przestojów. To, czy zakończy się sukcesem, czyli wdrożeniem do seryjnej produkcji, nie jest pewne. Pewne jest natomiast, że Polski w tym projekcie nie ma.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Polsko-amerykańska fabryka amunicji do himarsów najwcześniej w 2028 roku
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Przemysł zbrojeniowy, czyli prymusa Donalda Tuska nieodrobiona praca domowa
Biznes
Portugalia rezygnuje z amerykańskich F35. Stawia na europejskie myśliwce
Biznes
Huawei o aferze w Parlamencie Europejskim. Jest pierwsze nazwisko
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Biznes
Ulubiony oligarcha Kremla pozostanie na liście sankcyjnej UE. Oto kto z niej zniknie
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń