Ceny produkcji sprzedanej przemysłu w lipcu br. były o 1,7 proc. niższe niż rok wcześniej – wynika z danych GUS. To symboliczny przełom – o ile wcześniej można było mówić o tzw. dezinflacji producenckiej (czyli zmniejszającej się dynamice wzrostu cen), o tyle teraz można mówić wprost o deflacji (czyli spadkach cen).
Najsilniej ten efekt widać w przetwórstwie przemysłowym. Np. produkty rafinacji ropy są aż o 32 proc. tańsze niż rok wcześniej, metale – o ok. 18 proc., chemikalia – ok. 15 proc., wyroby z drewna – o 6,7 proc., a wyroby z tworzyw sztucznych – o 5,5 proc.
Oczywiście nie wszystko już tanieje. Droższe niż rok wcześniej okazują się np. urządzenia elektryczne, artykuły spożywcze i napoje, farmaceutyki itp. Największy zaś wzrost cen zanotowano w lipcu w energetyce – aż o 18,2 proc. rok do roku (choć to znacząco mniej niż 80 proc. rocznego wzrostu w sierpniu zeszłego roku).
– Przyczyną spadku inflacji producenckiej PPI jest przede wszystkim normalizacja cen surowców na świecie po ich wystrzale w efekcie pandemii i wybuchu wojny przeciw Ukrainie – mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista Santander BP. – Ale może być tu też drugie dno, bo spadek cen uzyskiwanych przez producentów może wynikać z niekorzystnych warunków rynkowych, z jakimi styka się polski sektor przemysłowy – zaznacza.
Z drugiej strony spadające ceny producentów to dobry sygnał obniżającej się presji kosztowej w gospodarce. Firmy już odczuwają spadek kosztów działalności w postaci tańszych surowców, takich jak stal, metale, paliwa, drewno, tworzywa sztuczne, nawozy itp.