Prezes Grupy WB: Zdalni zwiadowcy z Ożarowa ciężko pracują nad Dnieprem

O możliwościach polskich dronów broniących Ukrainy, niekonsekwencjach naszych krajowych zamówień zbrojeniowych i potrzebie wyposażenia Kijowa w ciężką artylerię mówi Piotr Wojciechowski, współzałożyciel i prezes Grupy WB.

Publikacja: 19.04.2022 21:00

Prezes Grupy WB: Zdalni zwiadowcy z Ożarowa ciężko pracują nad Dnieprem

Foto: Grzegorz Krzyżewski / wbg

O dronach Bayraktar gromiących czołgi Putina w  Ukrainie obrońcy układają pieśni, a  przecież wasze bezpilotowce nie są gorsze. Sprzęt polskiej Grupy WB (GWB) zaczął docierać nad Dniepr już po 2014 r. Potem zainwestowaliście w  Kijowie we własną fabrykę „inteligentnej” amunicji. Czego dokonały w tej wojnie wasze rozpoznawcze bezzałogowce FlyEye i zdalnie sterowane pociski Warmate?

Dotąd unikaliśmy rozgłosu, bo specyfika zbrojeniowego biznesu wymaga dyskrecji. Nawet po 50 dniach tej wojny nie wszystko można powiedzieć. Z relacji docierających z pierwszej linii wynika, że zwiadowcze i  uderzeniowe minidrony produkcji GWB są skuteczne, spełniają swoją rolę, a  do tego są wyjątkowo odporne na zagrożenia pola walki. Jednym słowem, możemy mieć satysfakcję.

Ale pieśni na cześć waszej broni nie powstają...

Wystarczy nam, że nasze bezzałogowce – a  w  służbie jest ich kilkadziesiąt – stały się prawdziwymi koniami roboczymi dla ukraińskich zwiadowców. Codziennie samoloty FlyEye wykonują ok. 250 godzin lotów, i to w  warunkach wyjątkowo intensywnych działań bojowych. To o czymś świadczy. Nie muszę dodawać, że operują najczęściej bezpośrednio nad skupiskami wrogich wojsk dysponującymi profesjonalną osłoną przeciwlotniczą.

Co potrafi FlyEye i do czego służy?

Służy do śledzenia z  powietrza ruchów nieprzyjaciela, wykrywania celów dla artylerii, a  potem do bezpośredniej oceny skutków ukraińskich kontruderzeń i  ostrzału. Zdalnie sterowany FlyEye oprócz obserwacyjnej głowicy optoelektronicznej ma wbudowany bardzo precyzyjny lokalizator. Jest w  stanie z  wielką dokładnością namierzyć i  zidentyfikować czołg, wyrzutnię rakiet, nawet pojedynczy transporter i w rzeczywistym czasie przekazać koordynaty wprost do stanowisk operatorów przeciwpancernych pocisków kierowanych (PPK).

Najlepiej zresztą zobaczyć nasz samolocik w akcji (prezes Grupy WB uruchamia podgląd w smartfonie, na ekranie widać kolumnę pojazdów, głowica obserwacyjna śledzi cele, operator kieruje uwagę kamery na jeden z czołgów, chwilę potem w tym miejscu pojazdu widać rozbłyski eksplozji – red.). To przekazane nam przez ukraińskich dowódców efekty pracy jednego z FlyEye z wczoraj, dokładnie z 13 kwietnia.

Czyli nie zazdrościcie sławy tureckim dronom?

Operacje bojowe to nie zawody ani gra komputerowa. W  wojennym rachunku liczy się przede wszystkim zasada koszt–efekt. Nasz powietrzny zwiadowca jest niewielki, cichy, precyzyjny, trudny do zestrzelenia, a  do tego – co potwierdzają użytkownicy – piekielnie skuteczny. To nie przypadek, że na kilkadziesiąt dostarczonych Ukrainie dronów przeciwnikom udało się zniszczyć tylko kilka sztuk, parę uziemiły awarie. Reszta FlyEye znów jutro wyruszy na zwiad.

Kilka lat temu, na długo przed inwazją Putina, uruchomiliście w  Kijowie fabrykę broni. Czy przetrwała ataki na ukraińską stolicę?

Inwestując we własną spółkę produkcyjną nad Dnieprem, potwierdziliśmy, że ukraiński rynek jest dla nas ważny i  planujemy na nim biznes na lata. Gdy bezpośrednie zagrożenie minęło, wróciliśmy do pracy. Teraz przede wszystkim koncentrujemy się na serwisowaniu sprzętu. Podczas działań wojennych trudno utrzymać stabilne warunki produkcji. To zresztą jedno z  najważniejszych doświadczeń obecnej wojny w  Ukrainie: zapasy uzbrojenia i  amunicji przezorne państwo i profesjonalna armia powinny robić zawczasu, systematycznie, nawet wtedy, gdy nic nie zapowiada nieszczęścia. Roztropne kraje zbroją się w  spokojnych czasach. W  godzinie „W” jest zwykle za późno na uzupełnianie wojskowych arsenałów i  rezerw. Gdy wojna już trwa, na odbudowę zniszczonych fabryk, porwanych łańcuchów dostaw nie ma zwyczajnie szans. Myślę, że los Ukrainy i ta bezsensowna wojna tak blisko naszych granic powinny dać politykom do myślenia, nie tylko polskim.

Polskie MON za poprzedniego ministra obrony głośno zapowiadało, że zamówi w  Grupie WB 1000 uzbrojonych dronów kamikaze. Ile sztuk tzw. amunicji krążącej Warmate udało się wam sprzedać?

Na razie tylko 100. Wojenne doświadczenie sąsiadów podpowiada, że skutecznych systemów, a  za takie uważam Warmate, powinniśmy mieć w podziale bojowym wielokrotnie więcej. Zwłaszcza że to rodzima technologia i wciąż z  ogromnym potencjałem rozwojowym.

To nie jest dziwne, że polskie miniaturowe bojowe bezpilotowce – Warmate – nasze wojsko kupiło dopiero po tym, jak odkryły je dla siebie inne kraje, m.in. Ukraina? Nasza armia skrzydlatymi „towarzyszami broni” nie była zainteresowana, choć do budowy tanich dronów, łączących cechy bezzałogowych zwiadowców i  autonomicznych, zdalnie kierowanych pocisków, zachęcali ożarowską firmę polscy artylerzyści.

Warmate, nasz skrzydlaty pocisk, wyposażony w  optoelektroniczną głowicę obserwacyjną, może być bezpilotowcem wielokrotnie wykorzystywanym do krótkodystansowych misji szpiegowskich albo dronem samobójcą dedykowanym do jednego zadania. Dzięki zdalnemu systemowi naprowadzania i pokładowym urządzeniom umożliwiającym obserwację terenu może przez kilkadziesiąt minut poszukiwać właściwego celu, potem precyzyjnie uderzyć, wykorzystując wymienne głowice bojowe: odłamkowe przeciwpancerną z ładunkiem kumulacyjnym nawet termobarycznym. W naszym ukraińskim zakładzie powstawały m.in. we współpracy z miejscowymi partnerami niektóre specjalistyczne głowice.

Skrzydlata amunicja zdała egzamin nad Dnieprem?

Warmate służy nie tylko w Ukrainie, sprzedaliśmy „latające” zdalnie kierowane pociski do kilku krajów NATO i innych jeszcze państw. Wiemy, że naszych systemów używają grupy specjalne ukraińskiej armii do niszczenia szczególnie ważnych obiektów: stacji radarowych, węzłów łączności, ośrodków walki radioelektronicznej. W  oparciu o doświadczenia frontowe nadal zresztą rozwijamy nasz system. Dzięki temu umocniliśmy się w  niezbyt licznym gronie liderów produkcji amunicji krążącej. Oprócz nas w  światowej czołówce są USA, Rosja, Izrael.

Czy bezzałogowa, zdalnie kierowana broń, jak Warmate, czy dalekosiężne, duże drony bojowe, takie jak Bayraktar, zastąpi żołnierzy w bezpośrednich, najbardziej ryzykownych starciach i zdominuje współczesne pole walki?

Uzbrojone bezzałogowce to wbrew pozorom nie jest broń rozpowszechniona i łatwo dostępna. Nadal pozostaje orężem dla zamożnych. Bezzałogowe systemy są po prostu drogie, bo sporo kosztują unikalne i bardzo zaawansowane rozwiązania technologiczne, systemy sterowania i  kontroli. Dlatego to, co pokazują media społecznościowe relacjonujące wysyp dronów nad Ukrainą, to raczej efekt świadomych zabiegów propagandowych obydwu stron. W rzeczywistości niewiele armii europejskich masowo zamawia wyrafinowany sprzęt, jeśli nie musi tego robić z powodu realnego zagrożenia. Jestem przekonany, że do agresji Putina na Ukrainę wielu decydentów politycznych, a nawet sztabów wojskowych nie miało świadomości, że tylko konsekwentne inwestowanie w sprzęt i wspieranie eksportu pozwalają zbrojeniowym firmom na rozwój wartościowych produktów i podtrzymywanie produkcyjnych zdolności.

Czy bezprawna niszczycielska inwazja Moskwy na Ukrainę i  obawy przed rozlaniem się konfliktu na kolejne kraje Europy stymulują koniunkturę na rynku uzbrojenia? Czy wzrosło zainteresowanie waszymi produktami i  musicie zwiększać zatrudnienie, budować nowe linie technologiczne?

W  większości fabryk broni w  Europie mamy dziś nastrój mobilizacji. Grupa WB to już kilkanaście firm, zatrudniamy 1400 pracowników, z  czego połowę w pionach odpowiedzialnych za rozwój. Trzy czwarte lub nawet więcej naszych produktów, takich jak radiostacje polowe, cyfrowe interkomy, czyli systemy łączności do wojskowych pojazdów, trafiają na eksport (najsłynniejszy interkom Fonet jest już w kilkunastu armiach, na naszej licencji produkuje go amerykański Harris). W kraju nasze spółki uczestniczą w najważniejszych programach modernizacyjnych sił zbrojnych. Chyba wreszcie w atmosferze zbrojeniowego wzmożenia odchodzi w przeszłość dawny branżowy podział na faworyzowany przemysł państwowy i lekceważonych „prywaciarzy”. Myślę, że dołożyliśmy swoją cegiełkę do przyspieszenia tej zmiany. To m.in. dzięki komputerom artyleryjskim Topaz, wymyślonym przed laty w prywatnej spółce WB Electronics, polscy artylerzyści zaliczani są dziś do czołówki innowatorów w NATO. Nasze rozwiązania w dziedzinie automatyki wpłynęły na konstrukcję haubic Krab czy samobieżnych moździerzy Rak ze Stalowej Woli.

Kraby i  Rak to dobra broń, mieszcząca się chyba w  definicji uzbrojenia defensywnego. Właśnie teraz, gdy Kreml ruszył z wielką ofensywą w Donbasie, ciężka artyleryjska broń przydałaby się obrońcom Ukrainy. Przy okazji można by sprawdzić na polu walki rzeczywistą wartość bojową systemu. Dlaczego naszych krabów nie ma w  ofercie militarnego wsparcia dla Kijowa?

Trudno mi się wypowiadać w  tej kwestii. Grupa WB od początku ma udział w  tworzeniu ciężkiego oręża dla artyleryjskiego programu Regina. Dlatego o tej broni wiemy wszystko. Może nie jestem obiektywny w ocenach, ale twierdzę, że ta broń, stworzona w państwowej HSW i prywatnej Grupie WB, się udała. I dlatego zupełnie mnie nie dziwi, że ukraińska armia od dawna jest zainteresowana działami ze Stalowej Woli. Istotne też, że broń jest już produkowana seryjnie na Podkarpaciu, a więc ewentualne nadzwyczajne ubytki w liniowych dywizjonach artyleryjskich WP dałoby się w miarę szybko uzupełnić.

Piotr Wojciechowski

Z Adamem Bartosiewiczem jest współzałożycielem spółki WB Electronics, czyli obecnej Grupy WB, największej prywatnej firmy zbrojeniowej w kraju. Absolwent Politechniki Warszawskiej, elektronik. Zaczynał jako właściciel warsztatu produkującego aparaturę diagnostyczną. Drogę do militarnych zamówień otworzyły mu artyleryjskie komputery własnej konstrukcji Topaz do kierowania ogniem. Obecnie Grupa WB to kilkanaście spółek produkujących drony, radiostacje polowe, urządzenia łączności dla pojazdów wojskowych. Firma, której udziałowcem jest Polski Fundusz Rozwoju, jest dostawcą technologii obronnych dla polskiej armii i znaczącym eksporterem sprzętu do kilkunastu krajów.

O dronach Bayraktar gromiących czołgi Putina w  Ukrainie obrońcy układają pieśni, a  przecież wasze bezpilotowce nie są gorsze. Sprzęt polskiej Grupy WB (GWB) zaczął docierać nad Dniepr już po 2014 r. Potem zainwestowaliście w  Kijowie we własną fabrykę „inteligentnej” amunicji. Czego dokonały w tej wojnie wasze rozpoznawcze bezzałogowce FlyEye i zdalnie sterowane pociski Warmate?

Dotąd unikaliśmy rozgłosu, bo specyfika zbrojeniowego biznesu wymaga dyskrecji. Nawet po 50 dniach tej wojny nie wszystko można powiedzieć. Z relacji docierających z pierwszej linii wynika, że zwiadowcze i  uderzeniowe minidrony produkcji GWB są skuteczne, spełniają swoją rolę, a  do tego są wyjątkowo odporne na zagrożenia pola walki. Jednym słowem, możemy mieć satysfakcję.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Silna grupa z dużymi możliwościami
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Biznes
Premier Australii o Elonie Musku: Arogancki miliarder, który myśli, że jest ponad prawem
Biznes
Deloitte obserwuje dużą niepewność w branży chemicznej
Biznes
Donald Tusk powoła rzecznika małych i średnich firm. Nieoficjalnie: Kandydatem Artur Dziambor
Biznes
Rekordowe straty Poczty Polskiej. Sytuacja jest coraz gorsza, prezes pisze list