Europa zapewne udzieli tej drugiej odpowiedzi. Już po wybuchu wojny w Ukrainie duński eurodeputowany Niels Fuglsang proponował dalsze podnoszenie poprzeczki w unijnej polityce energetycznej: przykładowo, według jego propozycji, w perspektywie 2030 r. UE miałaby poprawić swoją efektywność energetyczną o 43 proc. (według obecnych założeń ma to być 32,5 proc.). Oznaczałoby to, że liczony od 2024 r. roczny cel oszczędnościowy wzrośnie z 1,5 do 2 proc.
Nie jest to jedyna taka propozycja i można spodziewać się, że Bruksela będzie przychylniej patrzeć na podobne projekty. Efektywność energetyczna połączona z rozwojem potencjału odnawialnych źródeł energii wydaje się być jedyną drogą ucieczki przed importem paliw kopalnych, czy to z Rosji, czy równie mało stabilnego Bliskiego Wschodu lub Afryki Północnej. Tu rodzi się jednak wątpliwość, czy odnawialnym źródłom energii (OZE) uda się zaspokoić w przewidywalnej perspektywie energożerną europejską gospodarkę.
Najlepszym przykładem może się okazać Polska. Do wybuchu pandemii spodziewano się, że popyt na energię nad Wisłą może rosnąć w tempie od 1 do 1,5 proc. rocznie. Covid-19 wyhamował gospodarkę, co zaburzyło tendencję wzrostową, z kolei efektów wojny u naszych sąsiadów nie sposób jeszcze szacować. Ale jeżeli gospodarka się ustabilizuje, nasze zapotrzebowanie na energię powróci do wcześniejszego trendu.
Ewolucja miksu
W dzisiejszych realiach widzieliśmy już pierwsze jaskółki rozpoczynającej się transformacji energetycznej. Według opublikowanych niemalże w przeddzień wybuchu wojny na Wschodzie danych Agencji Rynku Energii, gdy chodzi o moc zainstalowaną, OZE stanowiły już w 2021 r. 30,3 proc. źródeł energii. W tym zestawieniu węgiel już zaczynał być redukowany – na 2021 r. do poziomu 58,5 proc.
Liczy się jednak realna produkcja. W tej kategorii udział węgla wciąż jest wysoki: 70,8 proc. w porównaniu z 16,9 proc. z OZE, choć można zakładać, że statystykę mógł nieco podbić kryzys na rynku gazu w ostatnich tygodniach ub.r., kiedy to skok cen gazu zachęcił europejską energetykę do korzystania z węgla. Oczywiście, Polskę kryzys w dużej mierze ominął, ale można przypuszczać, że zachęcał on wytwórców energii raczej do sięgania po węgiel niż gaz.