Pomimo ostrożnych wypowiedzi firm energetycznych w sprawie potencjalnego wzrostu cen prądu dla gospodarstw domowych analitycy mówią wprost: podwyżki są nieuniknione. Sam prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando, który zatwierdza taryfy dla tej grupy odbiorców, zasugerował, że może poprzeć podwyżki. Tymczasem pojawiły się głosy, że energetyka nie będzie chciała podnosić cen energii klientom indywidualnym w tak gorącym okresie politycznym – przed nami wybory samorządowe, a w przyszłym roku do Parlamentu Europejskiego i krajowego.
Czytaj komentarz: Ofiara z kozła nie zatrzyma cen prądu
– Obawiamy się więc, że zamiast podwyżek cen prądu możemy mieć do czynienia z odwołaniem szefa URE – przewiduje Robert Maj, analityk Ipopemy Securities. Przypomina, że podobna sytuacja miała już miejsce w 2007 r., kiedy ówczesny prezes URE proponował zniesienie obowiązku zatwierdzania taryf dla gospodarstw domowych.
Podwyżki cen prądu już boleśnie odczuwa polski przemysł, co w przyszłości może się przełożyć na wzrost cen produktów i utratę konkurencyjności. Ceny hurtowe energii na polskiej giełdzie są już o około 70 proc. wyższe niż przed rokiem. To efekt podwyżek cen węgla, ale i rosnących w zawrotnym tempie notowań uprawnień do emisji CO2. Według analityków to musi przełożyć się także na ceny energii dla klientów indywidualnych, które powinny ich zdaniem wzrosnąć w 2019 r. o kilkanaście procent, a w 2020 r. nawet o 50 proc.
– To, czy będą podwyżki, zależy jednak od wniosków spółek energetycznych i od woli regulatora. Wydaje mi się, że sektor energetyczny powinien dążyć do podniesienia cen, ale wiadomo, że w okresie przedwyborczym może pojawić się presja polityków na jak najmniejsze obciążenia dla gospodarstw domowych – uważa Maciej Bukowski, prezes WiseEuropa.