Problem dotyczy inwestycji, dla których decyzja lokalizacyjna wydana została przed nowelizacją prawa o ochronie środowiska w 2005 r. Pojawiły się wówczas nowe wymogi dotyczące przygotowania inwestycji: opracowanie kilku wariantów danej trasy, uzyskanie oceny oddziaływania na środowisko i przeprowadzenie konsultacji społecznych. Niestety, implementując unijne prawo, Polska nie rozstrzygnęła, co zrobić z inwestycjami przygotowanymi wcześniej. Wśród nich są m.in. odcinki autostrad A1 (z Torunia do Łodzi) i A4 (Rzeszów – Kraków).
Oba są gotowe do rozpoczęcia prac – problem w tym, że według nowych przepisów ich dokumentacja jest niekompletna. Polskie władze muszą zaś dokończyć dostosowywanie prawa do wymogów unijnych (Komisja Europejska wszczęła już nawet postępowanie w tej sprawie) i określić los starych projektów. Nad zmianą przepisów pracują resorty środowiska, infrastruktury i rozwoju regionalnego. Efekt prac można przewidzieć: decyzje lokalizacyjne trzeba będzie najpewniej uchylić.
– Wszystkie obecnie przygotowywane inwestycje prowadzimy zgodnie z unijnymi procedurami – mówi Andrzej Maciejewski, rzecznik generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. – Jest jednak kilka inwestycji, które przygotowywano w innych warunkach prawnych, w połowie lat 90. – W tych kilku zaledwie wypadkach wywiążemy się z obowiązku przygotowania dokumentacji w najkrótszym możliwym terminie .
Ale nawet pośpiech oznacza kilkuletnie opóźnienie. Skompletowanie dokumentacji od nowa zajmie ok. trzech lat. Kolejne dwa potrwają same prace budowlane. To zaś oznacza, że kierowcy na nowe drogi wjadą najwcześniej w 2013 roku, czyli po mistrzostwach Euro 2012.
Budowa będzie też bardziej kosztowna. Zmiana przebiegu trasy może być najbardziej kosztowna w tych przypadkach, w których na podstawie już istniejących decyzji lokalizacyjnych Generalna Dyrekcja wykupiła grunty. Resorty środowiska oraz rozwoju regionalnego podkreślają jednak, że nie mamy wyjścia. Gdybyśmy nie zmienili prawa o ochronie środowiska, ponieślibyśmy surowe konsekwencje. Po pierwsze, Komisja mogłaby nałożyć na nas kary za brak implementacji unijnych przepisów. Jeszcze gorzej by było, gdybyśmy omijając europejskie prawo, zaczęli budować drogi i współfinansować je z funduszy unijnych. – W takim przypadku Komisja mogłaby nakazać zwrot pieniędzy. Koszty takiej operacji poniósłby budżet państwa – zauważa była minister rozwoju regionalnego Grażyna Gęsicka.