Reklama

W Polsce najwięcej bankructw od 9 lat

W roku 2013 spodziewany jest 10-procentowy wzrost liczby bankructw

Publikacja: 08.01.2013 08:48

W Polsce najwięcej bankructw od 9 lat

Foto: Bloomberg

W 2012 roku upadło w Polsce 941 firm – podsumowuje zajmująca się ubezpieczaniem należności firma Euler Hermes. To o 28 proc. więcej upadłości niż w roku 2011 i zarazem najwięcej upadłości od 2004 roku. Wzrost ten był też większy niż w Hiszpanii (24 proc.), a zbliżony do poziomu greckiego (30 proc.). Jedynie w Portugalii skala wzrostu upadłości firm była zdecydowanie wyższa (43 proc.).

W większości krajów europejskich liczba upadłości przedsiębiorstw w 2012 roku zmieniała się minimalnie – w tempie kilku procent. W Niemczech zmniejszała się.

Najczęstszą przyczyną okazywały się  problemy z płynnością, widoczny był zarówno znaczny wzrost upadłości firm małych, jak i największych – upadło m.in. aż 90 spółek akcyjnych. Splajtowały 273 firmy budowlane. To nie tylko o 87 proc. więcej niż w 2011 roku, ale ponad siedmiokrotnie więcej niż pięć lat temu (w 2007 roku było w budownictwie 37 upadłości).

Według Tomasza Starusa, dyrektora Biura Oceny Ryzyka i głównego analityka w Towarzystwie Ubezpieczeń Euler Hermes, spodziewany wzrost liczby upadłości w Polsce w roku 2013 wyniesie ok. 10 proc. - Mniejsze tempo wzrostu ich liczby nie będzie wynikiem poprawy sytuacji, ale raczej wysokiego poziomu odniesienia z 2012 roku. Przynajmniej w najbliższych miesiącach nic nie zapowiada przełomu, którym byłby większy dopływ gotówki na rynek – twierdzi Starus.

Dane o upadłościach potwierdzają, że polskiej gospodarce mamy do czynienia z kryzysem finansowym. Wynika on z problemów z terminowym odzyskaniem własnych należności, jak i pozyskania pieniędzy z zewnątrz wskutek ograniczenia kredytowania – nawet bieżącego – przez banki. W rezultacie kłopoty z płynnością może mieć każda firma – zarówno duża i kapitałowo silna, jak i mała, działająca bardziej elastycznie.

Reklama
Reklama

Które branże – poza budownictwem, mają problemy? M.in. meblarstwo, cierpiące na skutek spadku popytu na rynkach zachodnioeuropejskich. Upadają firmy duże, zatrudniające 100 czy więcej osób, o obrotach od kilkudziesięciu do ponad stu milionów złotych.

- Problemy mają firmy dystrybucyjne – nawet te duże, notowane na rynku publicznym – stwierdza Grzegorz Hylewicz, dyrektor windykacji w Euler Hermes Collections. Kłopoty dotykają też branży mięsnej, gdzie koncentracja w sprzedaży artykułów spożywczych uderza nie tylko w sklepy, ale także w producentów. Ponieważ w tym sektorze obecna rentowność jest niska, nierzadko niższa niż ponoszone koszty wdrożonej kilka lat temu w branży modernizacji, to firmy stały się szczególnie wrażliwe na wahania popytu. A ten nieustannie się zmienia.

Upadłości przybyło w handlu detalicznym. W ciągu minionego roku ich liczba wzrosła o 40 proc. Malejący już wyraźnie popyt konsumencki przekłada się na kłopoty m.in. sklepów z odzieżą czy obuwiem. Problemy maja także salony i autoryzowane serwisy samochodowe. Sama liczba ich bankructw nie mówi wszystkiego o skali kłopotów, ponieważ w grudniu upadło jedynie dwóch dilerów. Ale 70 proc. prowadzących salony zapowiedziało zwolnienia pracowników.

Opóźnienia płatnicze w innych branżach uderzają mocno w firmy transportowe, które świadczą na ich rzecz usługi.  W tej sytuacji zmiany w systemie opłat za korzystanie z dróg, na które narzeka cała branża, jeszcze pogłębiły jej problemy. To z kolei skutkuje podwojeniem liczby upadłości w stosunku do roku poprzedniego.

Biznes
Chińskie auta jak szpiedzy, blokada Wenezueli i nowe sankcje USA na Rosję
Biznes
Chiński „szpieg” na kółkach. Czy chińskie samochody są bezpieczne?
Biznes
Producenci napojów uciekają z systemu kaucyjnego
Biznes
Donald Trump traci cierpliwość. Nowe sankcje na Rosję na horyzoncie
Biznes
Gwarancje dla Ukrainy, AI ACT hamuje rozwój, zwrot Brukseli ws. aut spalinowych
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama