W najbliższy czwartek Urząd Komunikacji Elektronicznej otrzyma od firmy KPMG raport o potencjalnych korzyściach z tzw. separacji funkcjonalnej Telekomunikacji Polskiej. TP musiałaby wydzielić podmiot, który będzie zarządzał jej liniami abonenckimi i udostępniał je na identycznych zasadach swemu właścicielowi i jego konkurentom. Urzędowi chodzi o to, aby TP nie utrudniała rywalom dostępu do swoich abonentów. Operator szacuje, że decyzja będzie kosztować 600 mln zł w ciągu pierwszych trzech lat, a jej wdrożenie zajmie jeszcze kolejne dwa lata.
– Nie mamy wątpliwości, że możemy podjąć decyzję, ale już na przykład kwestia powołania kierownictwa podmiotu, który w wyniku separacji może powstać, wymaga już zmian w prawie – mówi Anna Streżyńska, prezes UKE. O te zmiany musiałby wystąpić rząd, a uchwalić parlament. Urząd tymczasem i jego ostra polityka nie ma dobrych notowań u rządzących. Anna Streżyńska narzeka na brak poparcia politycznego i po raz kolejny wieszczy rezygnację z urzędu. W wywiadzie dla „Rz” i Radia PiN szefowa UKE mówiła, że może do tego dojść na wiosnę 2009 roku.
Działania regulacyjne urzędu umożliwiły konkurentom korzystanie z infrastruktury TP. W ciągu dwóch lat odebrali jej 220 tys. abonentów Internetu i 900 tys. usług głosowych. TP jest w ciągłej wojnie z urzędem. Separację również uważa za pomysł chybiony.
– Nasz kraj jest ciągle na dorobku i kiepsko nadaje się do eksperymentów. Przykład separacji funkcjonalnej z Wielkiej Brytanii jest mało przekonujący – mówi Ireneusz Piecuch, członek zarządu TP. Odwrotnego zdania jest Mirosław Godlewski, szef Netii, która jest głównym konkurentem TP.
– Dobrze przeprowadzony podział funkcjonalny TP nie musi nieść ze sobą większych zagrożeń, których moglibyśmy się obawiać – mówi Godlewski. UKE uważa, że separacja jest potrzebna, ale nie wyklucza kompromisu.