Nikiszowiec zagrał też w filmie Radosława Piwowarskiego „Kolejność uczuć”. – U moich sąsiadów wynajęli mieszkanie na film – chwali się Bogusław „Bodzio” Kłos, emerytowany górnik. – Trzeba było na zdjęcia gorzałkę załatwić, to załatwiłem, a z panem Olbrychskim to nawet kielicha miałem przyjemność golnąć – wspomina i dodaje, że ostatnio na Nikisz zajrzał Piotr Rubik. – Podobno koncert przygotowuje na rynku, bo zachwyciła go akustyka – mówi Kłos.
Rodowitą nikiszowianką jest też propagatorka osiedla w Polsce – etnografka, profesor Uniwersytetu Opolskiego i senator – Dorota Simonides.Malarze z grupy janowskiej to także chluba Nikisza. Oficjalna nazwa to Koło Malarzy Nieprofesjonalnych, które działało przy domu kultury kopalni Wieczorek. Założył je znany z okultystycznych poglądów Teofil Ociepka (działalność grupy w wersji fabularyzowanej przedstawia film „Angelus” Lecha Majewskiego, kręcony częściowo na Nikiszu, a prawie wszystkie dialogi mówione są gwarą śląską).
[srodtytul]Dookoła ołtarza[/srodtytul]
To dzień szczególny. Gorola na pewno zaskoczy tłumaczona śląską gwarą „Niewolnica Isaura” nadawana wtedy w telewizji Silesia. Dla nikiszowian niedziela to dzień odpoczynku po sobocie, kiedy odbywają się pogrzeby oraz śluby. Tych ostatnich mniej, więc i dzieci mniej. – Źle jest. Na 40 rodzin na samej tylko ulicy Zamkowej doliczyłem się sześciorga dzieci. Trzeba apelować do młodych, by nie wyjeżdżali z Nikiszowca – mówi proboszcz Klim. – A za chlebem wyjechały dziesiątki ludzi – głównie do Niemiec.
Janowski kościół to jedna z nielicznych świątyń, gdzie jeszcze „chodzi się na ofiarę” – czyli podczas ofiarowania wierni chodzą wokół ołtarza. Poza tym parafia św. Anny szanowana jest nie jak kościół w dużym mieście (w końcu Nikiszowiec to część Katowic), ale jak na niewielkiej wsi, gdzie to właśnie proboszcz jest największym autorytetem. Gdyby nie jego pomoc, nie spotkalibyśmy się m.in. z Dorotą Wroną, jedną z czterech nikiszowianek, która w święta i wszystkie uroczystości ubiera się w tradycyjny śląski strój. Jeszcze 20 – 30 lat temu wiele kobiet w Nikiszowcu chodziło tak do kościoła co niedzielę.
– Jakbym dziś tak poszła bez okazji, to każdy by się pytał, co się stało – przyznaje Dorota Wrona i dodaje, że gdybyśmy nie byli z polecenia farorza, to obcych by do domu nie wpuściła.
Śląski strój z płócienną bluzką, ręcznie haftowanymi koronkami, chustą i wstążkami zakłada pół godziny.
W dużej mierze upiększyła go sama.
– Widzi pani te kwiatki? To haft krzyżykowy, tu trzy aż niebieskie kolory musiały być, żeby takie cienie powychodziły – tłumaczy, wskazując jeden z kwiatów na liczącej 3,6 m wstążce do opasania spódnicy. Haftuje od lat, obrusy wyhaftowała m.in. poprzedniemu proboszczowi do kościoła – np. pod ołtarzem św. Barbary.
To właśnie jej święto 4 grudnia będzie dla pani Doroty okazją do założenia tradycyjnego stroju. Potem może 7 grudnia, gdy na Nikiszu odbędzie się jubileuszowy jarmark.
A jarmark będzie tradycyjny – gotowe są już jubileuszowe kubki i filiżanki, ale ważniejsze będzie to, co przygotują sami mieszkańcy: żur, rosół, może rolady, kluski śląskie, wodzionkę, kołacz. Jak kiedyś. Gdy wspólnota na Nikiszu była na co dzień, nie tylko od święta.