Coraz gorsze prognozy gospodarcze, coraz więcej informacji o cięciu zatrudnienia w przemyśle, więc spadek cen metali nie powinien dziwić i tak będzie, dopóki ich producenci nie zaczną zmniejszać wydobycia.

Tak naprawdę jednak testem będzie nadchodzący tydzień. Jeśli Unia Europejska i administracja amerykańska wreszcie zdecydują się, jak pomóc motoryzacji, metale powinny drożeć. Na razie aluminium, miedź, ołów, a także platynowce znalazły się pod ogromną presją. Ograniczenie produkcji w motoryzacji o kilkanaście procent powoduje zmniejszenie popytu na te metale. Miedź kosztowała w piątek już tylko 3615 dol. za tonę w Londynie, podczas gdy w lipcu, kiedy na rynku trwała spekulacyjna hossa, trzeba było zapłacić prawie

9 tys. dol.– Jeśli więc w najbliższym czasie nie dojdzie do redukcji podaży, miedź będzie taniała nadal – uważa Michael Widmer, analityk z BNP Paribas. Jego zdaniem i w przyszłym, i w 2010 na rynku dojdzie do nadwyżki podaży. W przyszłym roku może ona wynieść aż milion ton, podczas gdy w tym jest to 100 tys. ton.

Także aluminium jest na rynku zbyt dużo. Od września, kiedy pierwsze koncerny zaczęły obniżać produkcję, jego zapasy wzrosły o ok. 30 proc., do powyżej 1,8 mln ton. W dodatku nadal maleje popyt na surowce do produkcji opakowań, więc metal ten będzie tanieć. Choć produkcja aluminium, tak samo jak cynku i niklu, już i tak zmalała, to maleją również ceny.

Ceny ropy w piątek nerwowo się wahały. Z OPEC nadchodziły sprzeczne sygnały. Część producentów chciałaby już teraz ciąć produkcję, i to znacznie – o 1 – 2 mln baryłek, reszta spokojnie chce poczekać jeszcze dwa tygodnie i zdecydować 17 grudnia. Na razie wydaje się, że ta druga opcja wygra, przyszły tydzień więc nie powinien przynieść wzrostu cen ropy, raczej nieznaczny spadek, być może nawet do ok. 48 dol. za baryłkę.