W pojedynku na sądy na razie jest 1 do 0 dla Ukrainy. ??Dziś ukraińskie ministerstwo ds. paliw i energetyki złożyło w sądzie gospodarczym w Kijowie pozew o uznanie za nieważną umowy między Naftohazem a rosyjskim Gazpromem, która przewiduje tranzyt paliwa po cenie 1,6 dol. za tysiąc metrów sześc. na 100 km.

Ukraiński sąd zadziałał błyskawicznie zakazując Naftohazowi tranzytu po starej cenie. Zakaz, który faktycznie bije w odbiorców z Unii, jest zabezpieczeniem ukraińskich żądań wobec Gazpromu. A Ukraina chce, by Rosjanie, którzy domagają się wyższej ponad dwa razy ceny za swój gaz, więcej płacili Ukraińcom za tranzyt.

Tymczasem Gazprom złożył swój pozew przeciwko Naftohazowi w trybunale arbitrażowym w Sztokholmie. Domaga się w nim, by sąd nakazał ukraińskiej spółce zabezpieczenie płynnego tranzytu gazu do krajów Unii. Podnosi w nim, że obecna cena za tranzyt gazu przez Ukrainę została zafiksowana w umowie dwustronnej, która obowiązuje do końca 2010 r.

Aleksander Suszko dyrektor Instytutu Współpracy Euroatlantyckiej w Kijowie przekonuje dziś w rosyjskich mediach, że Gazprom w Sztokholmie przegram.

- Cena na poziomie 450 dol./1000 m3, którą Gazprom chce wymusić na Ukrainie, to cena z sufitu, która ma się nijak do sytuacji na rynku i spadku cen na paliwa. To próba tylko swojej pozycji przetargowej Rosjan. Oczywiste jest, że takiej ceny koncern od Ukrainy nie dostanie, tak jak nie wygra w Sztokholmie. Gazprom w pozwie do trybunału powołuje się bowiem na umowy z lat 2002-2003. A zgodnie z nimi Ukraina powinna dziś otrzymywać z Rosji gaz po 50 dol/1000 m3. Tak nie jest, bowiem od tamtego czasu negocjacje cenowe i umowy podpisywane są co roku. A na ten rok ani nowej umowy, ani ceny nie ma. A jeżeli nie ma wartości tranzytu, to i nie ma obowiązku co do tranzytu - tłumaczy Suszko