Działalność na rynku regulowanym bywa trudna, ale jest satysfakcjonująca

Mercator, z którego wywodzi się dzisiejszy Mercator Medical, zaczynał w 3-osobowym składzie. Dziś Mercator Medical w Polsce i na świecie to 1250 osób. Plan minimum spółki na najbliższe 10 lat to utrzymanie wzrostu przychodów. Ambicje firmy są jednak znacznie większe - mówi dr Wiesław Żyznowski, Prezes Zarządu Mercator Medical S.A. To dziesiąta rozmowa w ramach inicjatywy BDO „Przedsiębiorca Miesiąca”.

Publikacja: 17.12.2018 08:33

Działalność na rynku regulowanym bywa trudna, ale jest satysfakcjonująca

Foto: fot. materiały prasowe

Początki biznesu sięgają 1989 roku. Już wtedy w Państwa planach była działalność w branży medycznej czy zaczęło się od czegoś innego?

Zaczęliśmy z moim bratem Piotrem Żyznowskim od medycyny, tyle że nie od rękawic medycznych, a od drobnych urządzeń. Później weszliśmy w dwie inne branże. To jednak medycyna była początkiem naszej przygody z biznesem.

Skąd ten wybór?

Zwyczajnie uważaliśmy, że służbę zdrowia w Polsce czeka gwałtowny rozwój – był to przecież rok 1989 i przemiana naszego systemu. I tak się stało.

To była dobra decyzja?

Tak. Choć nigdy bym nie przypuszczał, że minie 30 lat i służba zdrowia w Polsce nie będzie porządnie zreformowana. Od tych 30 lat tylko mówimy o reformie. Pewne zmiany oczywiście są wprowadzane, ale cały system nie odbiega w jakimś znaczącym stopniu od tego, co mieliśmy w latach 90. Ubiegłego wieku, mimo że Polska i nasi obywatele znacznie się wzbogacili od czasu upadku komuny, a tym samym do systemu służby zdrowia wpływa więcej środków i cały system urósł.

Czy w Polsce jest w ogóle możliwa poważna reforma służby zdrowia?

Ostatnim prawdziwym reformatorem w Polsce był Jerzy Buzek. A to było prawie 20 lat temu. Obawiam się, że ja się nie doczekam i nie zobaczę zreformowanej służby zdrowia w Polsce. Wymagałoby to tak poważnego wstrząsu społecznego i politycznego, że wolę sobie nie wyobrażać, co by się musiało stać, aby się znalazły odpowiednie czynniki i wola polityczna, by służba zdrowia w ogóle pozwoliła zreformować swój ustrój.

Produkty Grupy Mercator są obecne na wszystkich kontynentach. W ilu krajach działa firma?

Nasza baza danych zawiera kilkaset firm kupujących rękawice w kontenerach – naszych klientów i potencjalnych klientów, rozsianych faktycznie na pięciu kontynentach. W poszczególnych miesiącach sprzedajemy do zmiennej liczby krajów. Nie wiem dokładnie, ile ich jest w tym miesiącu. Zakładam, że ok. 50–60. Mogę tu dodać, że dużą część produkcji z Tajlandii sprzedajemy do Stanów Zjednoczonych. Pewnie moglibyśmy sprzedawać jeszcze więcej, ale nie chcemy się uzależniać od jednego rynku.

Rynek medyczny jest specyficzny, m.in. ze względu na restrykcyjne warunki, które muszą spełniać produkty. Z czym Państwo mieli lub macie największe kłopoty?

Rynek medyczny jest regulowany i certyfikowany, tak jest w przypadku rękawic przeznaczonych do użytku medycznego. Uzyskiwanie i utrzymywanie wymaganych certyfikatów i dokumentów stanowi dla nas pewną mitręgę. Muszę zastrzec, że w biznesie jest tak, że im mocniej rynek jest regulowany, tym wejście do niego nowych graczy jest trudniejsze. A dla graczy, którzy już na tym rynku są, stanowi to swoistą ochronę. Bycie na rynku regulowanym oznacza więc też korzyści. Im rynek bardziej regulowany, tym te korzyści są większe.

A z Pana perspektywy zdarzają się rynki przeregulowane, utrudniające prowadzenie biznesu?

W branży rękawic najlepiej uregulowanym rynkiem są Stany Zjednoczone. Tam ryzyka biurokratyczne są najwyższe. Ale w USA poziom produktów – ja akurat mówię o rękawicach, ale zapewne w innych obszarach jest podobnie – jest najwyższy. Również ceny są najwyższe i marżowość też jest zadowalająca. W USA udaje im się cały czas równolegle kontrolować nie tylko certyfikaty medyczne, ale również produkty, które za tymi certyfikatami stoją. Robią to na tyle profesjonalnie, że faktycznie rękawice na tamtym rynku są na wyższym poziomie niż na innych rynkach.

Gdzie będzie Mercator Medical za 10 lat?

Nie potrafię przewidzieć przyszłości i powiedzieć, gdzie będzie. Mogę jednak powiedzieć, czego bym sobie życzył. Chciałbym, aby cały czas tak samo dynamicznie rósł i rozwijał się w tym, co robi. W 2010 roku mieliśmy 90 mln zł przychodów. W naszym systemie motywacyjnym postawiliśmy naszym menedżerom jako cel przekroczenie 500 mln zł przychodów ze sprzedaży w 2019 roku. Zatem przez najbliższe 10 lat chcielibyśmy przynajmniej tak intensywnie rosnąć. Jeśli nam się uda, to to będzie program minimum. Ambitniejszym planem jest jakiś technologiczny przełom w organizacji lub w ofercie czy też przyłączanie innych organizacji biznesowych. Zobaczymy, czy tylko urośniemy, czy urośniemy i jednocześnie w sposób znaczący uda nam się przetransformować.

Zatem realizacji tych planów Panu i firmie życzę.

Początki biznesu sięgają 1989 roku. Już wtedy w Państwa planach była działalność w branży medycznej czy zaczęło się od czegoś innego?

Zaczęliśmy z moim bratem Piotrem Żyznowskim od medycyny, tyle że nie od rękawic medycznych, a od drobnych urządzeń. Później weszliśmy w dwie inne branże. To jednak medycyna była początkiem naszej przygody z biznesem.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Biznes
Czasy są niepewne, firmy nadal mało inwestują
Biznes
Szpitale toną w długach, a koszty działania rosną
Biznes
Spółki muszą oszczędnie gospodarować wodą. Coraz większe problemy
Biznes
Spółka Rafała Brzoski idzie na miliard. InPost bliski rekordu
Materiał partnera
Przed nami jubileusz 10 lat w Polsce