Rosyjski rząd oficjalnie zaakceptował wczoraj plan budowy elektrowni nuklearnej w obwodzie kaliningradzkim, której wartość szacuje się na minimum 5 mld euro. Pierwszy z dwóch bloków (po 1150 megawatów mocy każdy) ma być gotowy ok. 2015–2016 r., drugi – ok. 2018 r. Kontrolny pakiet udziałów w elektrowni zachowają władze rosyjskie (51 proc.), resztę mogą przeznaczyć dla zagranicznego partnera. Wśród kandydatów wymienia się niemiecki koncern Siemens.
Elektrownia ma powstać w odległości zaledwie kilkunastu kilometrów od granicy z Litwą. Według niektórych ekspertów Rosjanie dlatego zdecydowali się na kosztowną inwestycję w obwodzie, by zniechęcić Litwinów do budowy nowych bloków w Ignalinie, które mają zastąpić starą elektrownię atomową. Gdyby tak się stało, Litwa na wiele lat uzależniłaby się od importu energii rosyjskiej. Tym bardziej że Rosjanie już im zaproponowali dostawy energii z planowego zakładu.
Eksperci przyznają, że Rosjanie nie będą potrzebować dodatkowej energii z nowej elektrowni nuklearnej, a nabywców na nią poszukają za granicą – nie tylko na Litwie, ale i w Polsce oraz w Niemczech. – Rosjanie muszą najpierw rozwiązać problem ze sprzedażą energii i znaleźć odbiorców – przekonuje prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej. – Bez udziału Polski może się to im nie udać.
[wyimek]7 mld dol. ma kosztować budowa pierwszego etapu elektrowni atomowej k. Kaliningradu[/wyimek]
Rosyjskie media poinformowały wczoraj, że firma handlująca energią Inter Rao zaproponowała nawet ułożenie kabla wzdłuż planowanego gazociągu bałtyckiego (Nord Stream). Wtedy energia docierałaby też do Niemiec. Ale prof. Mielczarski przypomina, że w północno-wschodnich Niemczech nie uda się sprzedać rosyjskiej energii, bo tam jest po prostu jej nadmiar ze względu na istniejące liczne farmy wiatrowe.