Władze niemieckie zdecydowały się na udzielenie Oplowi gwarancji w wysokości 4,5 mld euro. Nadal jednak liczą, że poszczególne kraje coś od siebie dorzucą. Magna i Sbierbank zadeklarowały gotowość zainwestowania w Opla 500 mln euro, ale chodzi tu o pieniądze, jakie będą zainwestowane w upadający GAZ i rozwinięcie działalności firmy w Rosji.
– Może dojść do sytuacji, w której będziemy musieli wziąć koszty sprzedaży Opla konsorcjum na własne barki – mówił wczoraj w Berlinie wiceszef partii FDP Rainer Bruederle. Jest takie niebezpieczeństwo, bo nie ma żadnego porozumienia ani z Hiszpanami, ani Brytyjczykami.
Odrzucił jednak hipotezę, że FDP, która prowadzi teraz rozmowy o stworzeniu koalicji z CDU, partią Angeli Merkel, mogłaby doprowadzić do unieważnienia całej transakcji. – To już nie jest możliwe. Kontrakty zostały podpisane, obietnice złożone. Teraz najważniejsze jest, aby nie zwiększało się rozczarowanie pracowników Opla – mówił Bruederle. Z kolei minister gospodarki Karl-Theodor zu Guttenberg nie ukrywał swoich nadziei, że ostatecznie i Hiszpanie, i Brytyjczycy dołożą coś do wspólnej kasy. Nie wspomniał nic, że oczekuje deklaracji finansowych także od rządu polskiego. Natomiast Klaus Franz, szef organizacji pracowniczych w europejskim Oplu, powiedział „Rz”, że ostateczna umowa powinna zostać podpisana jeszcze w tym tygodniu.
Na razie wiadomo tylko, że oszczędności na płacach mają wynieść 265 mln euro, a do zwolnienia ciągle jest 10,5 tys. osób. Nadal jednak nie wiadomo, ile osób w którym kraju ma stracić pracę. Franz, który jest również wiceprzewodniczącym rady nadzorczej Opla, podkreślił, że nie może być mowy o cięciu miejsc pracy, chodzi wyłącznie o dobrowolne lub naturalne odejścia (emerytury).
– Jesteśmy już na ostatniej prostej, ale nadal sporo jeszcze pozostało do wyjaśnienia – mówi Franz. Na razie jest pewne, że żadna z fabryk niemieckich nie zostanie zamknięta, natomiast zagrożone są zakłady belgijskie w Antwerpii oraz brytyjskie w Luton.