Najsłynniejsze są wyprzedaże w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, czyli tzw. Boxing Day. Rozpoczęły się już wczoraj nawet o 5 rano. W najpopularniejszych domach towarowych, takich jak Saks, od rana kłębił się tłum klientów. Nic dziwnego, skoro asortyment – od popularnych, tańszych marek po luksusowe – jest przeceniony nawet o 80 proc.
Jednak trendy na rynku wyznacza handlowy gigant, czyli Wal-Mart. Rok temu, gdy konsumenci znacznie ograniczyli wydatki, złamał niepisaną zasadę i wyprzedaż w jego sklepach rozpoczęła się jeszcze przed świętami, na co szybko musieli odpowiedzieć konkurenci. Ten rok zapowiada się lepiej – branżowa organizacja National Retail Federation wcześniej prognozowała, że tegoroczne wydatki świąteczne wzrosną o 2,3 proc., ale podniosła swoje oczekiwania o 1 pkt proc.
Dlatego firmy nie musiały wcześniej ciąć cen, aby za wszelką cenę pozbyć się towaru i nie zostać z górami niesprzedanego asortymentu. W Polsce jednak wiele firm rozpoczęło przeceny jeszcze przed świętami, czyli w szczycie sezonu. Zdecydowały się na to choćby szwedzki H&M czy Massimo Dutti należący do hiszpańskiej grupy Inditex, największego sprzedawcy odzieży na świecie.
– W przypadku naszych pozostałych marek wyprzedaż ruszy 27 grudnia – podaje polskie biuro firmy, do której należą jeszcze m.in. Zara, Oysho, Bershka czy Pull & Bear. Zwłaszcza towarów związanych ze świętami (bombki, lampki czy słodycze w świątecznych opakowaniach) szybko chcą się pozbyć także sieci hipermarketów. Przy okazji przeceniają odzież, buty czy elektronikę.
Jednak w przypadku wielu wyprzedaży towar najpierw jest przeceniany o 30 proc., a dopiero w styczniu obniżki są większe, jeżeli oczywiście jest jeszcze co przeceniać. Taniej o 70 proc. można więc kupić głównie nietypowe rozmiary, i to w pojedynczych sztukach. Hasło wyprzedaży na witrynie to doskonały wabik na klientów, choć po wejściu do sklepu zazwyczaj okazuje się, że przeceniona jest jedynie niewielka część towarów.