Real sprzedał na dzisiejszą kolejną odsłonę Gran Derbi ok. 4,5 tys. biletów kategorii premium. Najdroższe z nich kosztują nawet 1 652 euro – w cenę wliczony jest obiad w zlokalizowanej na stadionie Santiago Bernabeu ekskluzywnej restauracji Puerta 57.
Te 4,5 tys. biletów zapewni dziewięciokrotnym zdobywcom Pucharu Europy przychód równy przychodowi ze sprzedaży pozostałych 75 tys. zwykłych biletów. Zdaniem byłego prezydenta Realu, Ramona Calderona, pozwoli to "Królewskim" zapewnić sobie większe zyski w tym sezonie niż ich największy rywal, "Blaugrana".
Dzięki zainwestowaniu 190 mln dol. w budowę trzech klubowych restauracji i lóż dla VIP-ów, przychody Realu z tytułu sprzedaży biletów i karnetów wzrosły w ciągu ostatnich pięciu lat o 110 proc. – w czerwcu 2010 r. wyniosły blisko 150 mln euro rocznie.
FC Barcelona nie posiada klubowej restauracji, a na Camp Nou znajduje się mniej lóż VIP-owskich niż na Santiago Bernabeu. Większość z nich jest zarezerwowana na cały sezon. Klub zrezygnował również w ubiegłym roku z wartych 250 mln euro planów przebudowy stadionu według projektu architekta Normana Fostera. W efekcie, najdroższe bilety na rewanż 3 maja "Duma Katalonii" sprzedaje po "zaledwie" 750 euro. Barca zarobiła w ubiegłym roku fiskalnym na sprzedaży biletów i kart członkowskich ok. 115 mln euro. To dwukrotnie mniejszy wzrost (54 proc.) przychodów niż w Madrycie.
Te ostatnie rosną szybciej od czasu, gdy prezydentem Realu został w 2000 r. Florentino Perez. Wraz z nim rozpoczęła się w Madrycie era "Galacticos". Na Santiago Bernabeu każdego sezonu trafiały największe gwiazdy futbolu, m.in. Louis Figo, Zinedine Zidane, David Beckham czy Cristiano Ronaldo. Dzięki temu na samej sprzedaży klubowych koszulek Real zarabiał krocie. W finansowej dominacji nad Barceloną nie przeszkodził mu nawet fakt, że po raz ostatni "Królewscy" sięgnęli po Puchar Europy w 2002 r. "Blaugrana" zdobywała to trofeum ostatnio w latach 2006 i 2009, a w rozgrywkach hiszpańskiej Primera Division triumfowała w czterech z ostatnich sześciu sezonów.