Jeszcze we wtorek związkowcy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej deklarowali, że są gotowi do dialogu. Ale gdy się z tym przespali do środy, zmienili zdanie. Po części może mieli rację mówiąc, że z zarządem o podziale akcji czy władztwie korporacyjnym to rozmawiać nie muszą, bo od tego jest minister skarbu. Ale przecież cały czas aktualny jest spór o podwyżki 10 proc., od którego – przynajmniej teoretycznie – wszystko się zaczęło.
Ale potem oczywiście skarżą się, że zarząd nie chce rozmawiać. A przecież to już trzecie zaproszenie od szefostwa spółki przez związkowców odrzucone. A warto powiedzieć, że w ostatnim czasie zarząd JSW łatwego życia nie miał, i nie chodzi tylko o konflikt społeczny, a o wypadek w kopalni Krupiński, gdzie – nomen omen w dniu ostatnich negocjacji – zapalił się metan a akcja poszukiwania zaginionego w akcji ratownika trwa już prawie tydzień. Ja wiem, że dialog społeczny według związkowców jest wtedy, kiedy to oni mają rację i wszystko idzie po ich myśli, ale zaczynam mieć wątpliwości, kto rządzi Jastrzębiem i całym górnictwem. Wydaje się bowiem, że coraz bardziej związkowcy. A tego inwestorzy naprawdę mogą się przestraszyć.
Może więc panowie ministrowie powinni się zastanowić, czy nie obiecali górnikom za dużo, bo ci już sami nie wiedzą, na co się zdecydować.