Od pierwszego lipca w Polsce obowiązuje elektroniczny system poboru opłat - kierowcy samochodów o masie powyżej 3,5 tony muszą mieć tzw. viaboxy, na podstawie których określana jest opłata za korzystanie z polskich dróg i autostrad. Brak urządzenia kosztuje 3 tys. zł. Wcześniej obowiązywał system winietowy - zryczałtowana opłata. Kierowcy byli zobowiązani kupować winiety ( np. roczne, miesięczne) na podstawie których mogli poruszać się po trasach. Wielu z nich tego nie robiło.
Tuż przed wprowadzeniem elektronicznego poboru opłat drogowych Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła rezultaty działania starego systemu. Mogły je rozprowadzać zarówno podmioty państwowe (m.in. Biuro Obsługi Transportu Międzynarodowego, urzędy celne), jak i prywatne, pobierając za to odpowiednią prowizję. Wpływy z winiet miały trafiać na wyodrębniony rachunek Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA), a stamtąd do Krajowego Funduszu Drogowego (KFD) z przeznaczeniem m.in. na budowę dróg oraz poprawę bezpieczeństwa ruchu.
O ile, jak podaje NIK, przedsiębiorcy indywidualni sumiennie wywiązywali się ze zobowiązań, wpłacając odpowiednie kwoty, o tyle część firm transportowych wykorzystywała bezczynność oraz błędy GDDKiA i BOTM. Przewoźnicy przekazywali opłaty nieterminowo, nieregularnie i w niepełnej wysokości. GDDKiA i BOTM nie prowadziły rzetelnej księgowości, pracownicy instytucji potwierdzali wpływanie sum, których nie otrzymali, a także przyjmowali od przedsiębiorców sprawozdania bez weryfikowania stanu faktycznego. W konsekwencji doszło do powstania milionowych zaległości wobec Skarbu Państwa. Odzyskanie tych pieniędzy jest obecnie mało realne, bo większość należności uległa przedawnieniu.
Biuro Obsługi Transportu Międzynarodowego podpisało 322 umowy z przedsiębiorcami, w tym 26 z organizacjami zrzeszającymi przewoźników. Według NIK właśnie tych 26 umów nie chroniło odpowiednio interesów Skarbu Państwa. Porozumienia te nie wymagały wniesienia zabezpieczenia winiet, np. w postaci kaucji czy gwarancji bankowych. Organizacjom, z którymi umowy podpisało Biuro, nieodpłatnie wydawano winiety na podstawie zapotrzebowania ilościowego, nie wymagając okresowej inwentaryzacji ani nie porównując zgodności sprawozdań z faktyczną liczbą kart w magazynach.
NIK sprawdziła szczegółowo realizację 3 takich porozumień. W dwóch firmach kontrolerzy odkryli, że indywidualne zadłużenie każdej z nich wobec GDDKiA w kwietniu 2010 r. przekroczyło milion złotych. Wykorzystując bierność Dyrekcji, organizacje bezkarnie wpłacały do jej kasy mniej, niż powinny. We wszystkich sprawozdaniach, jakim przyjrzała się NIK, kwoty należne GDDKiA widniały jako wpłacone - w rzeczywistości istniała ogromna różnica między wpływami a deklaracjami. Z ustaleń kontrolerów wynika, że do 31 lipca 2010 trzy tylko firmy (z 26) były winne Dyrekcji 4,5 mln, z czego przedawniła się niemal cała suma - 4,2 mln.