Skipietrow był najdłużej urzędującym prezesem spółki giełdowej – to za jego rządów Mostostal zadebiutował na GPW w 1992 r. Prezesem firmy był od 1990 r. Ze spółką był jednak związany od blisko 30 lat (wcześniej kierował też m.in. przedsiębiorstwem państwowym). Sygnałem końca jego ery w zarządzie Mostostalu było zawieszenie go na początku lipca przez radę nadzorczą.

Kwestią odwołania prezesa zajęło się wczorajsze nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy. Zgodnie ze statutem Mostostalu-Export prezes może bowiem zostać odwołany wyłącznie przez akcjonariuszy. W NWZA udział wzięli udziałowcy kontrolujący 17,24 mln głosów, co odpowiada 35,51 proc. ich ogólnej liczby. Stronnicy Skipietrowa mieli 8,34 mln głosów (48,36 proc. na NWZA). Resztą dysponowały osoby opowiadające się za zmianami proponowanymi przez Pawła Narkiewicza, który od początku lipca zasiada w zarządzie budowlanej firmy.

Mimo przewagi „ekipy Narkiewicza" uchwałę w sprawie odwołania prezesa pod głosowanie poddano jednak dwa razy. W pierwszym podejściu za odwołaniem prezesa opowiedziało się 49,54 proc. spośród niemal 16,53 mln oddanych głosów. Po podjęciu kolejnej uchwały (w sprawie upoważnienia spółki do dochodzenia od Skipietrowa roszczeń o naprawę szkód wyrządzonych w trakcie jego rządów) Narkiewicz zażądał sprawdzenia listy obecności, gdyż miał podejrzenia, że nie wszystkie głosy są rejestrowane przez system. Zareagowali też inni akcjonariusze, którzy uznali, że ich głosy mogły zostać nieuwzględnione w głosowaniu o odwołaniu prezesa, mimo że wzięli w nim udział. Po weryfikacji okazało się, że w spornym głosowaniu nie zarejestrowano 716,9 tys. głosów.

Słowne przepychanki prawników zakończyły się ponownym głosowaniem w sprawie odwołania prezesa. Tym razem za uchwałą opowiedziało się 51,64 proc. głosujących. Kilkoro udziałowców, opowiadających się po stronie Skipietrowa, zażądało zaprotokołowania ich sprzeciwów wobec tej uchwały, co da im prawo jej zaskarżenia.