Niemal 132 mln złotych wydali Polacy na oliwy i oleje inne niż rzepakowy i słonecznikowy w 2011 roku – wynika z danych firmy badawczej Nielsen. Ponad 100 mln zł z tej kwoty przeznaczyliśmy na oliwę extra vergine. Niestety, istnieje duże prawdopodobieństwo, że mimo takiej nazwy na etykiecie, nie była to wcale oliwa najwyższej jakości, czyli z pierwszego tłoczenia.
Extra vergine dla wybranych
„Zapach typowy dla sfermentowanej wadliwej hiszpańskiej oliwy, zupełnie bez smaku, tłustawy"- to jeden z opisów oliwy sprzedawanej w Polsce jako extra vergine sporządzony przez włoskie laboratorium Chemiservice. Wady te oraz przekroczony poziom alkilo estrów - powstających w oliwie w wyniku użycia do jej tłoczenia złej jakości oliwek - dyskwalifikują tę oliwę jako extra vergine.
To jednak nie jedyna podróbka wykryta przez włoskie laboratorium. Takich oliw udających oliwy z pierwszego tłoczenia jest w Polsce znacznie więcej. Chemiservice stwierdziło, że nazwą extra verginie nie powinna posługiwać się połowa z 22 przeanalizowanych przez nią oliw oferowanych pod taką właśnie nazwą.
Badanie zostało przeprowadzone na zlecenie firmy Monini, lidera polskiego rynku oliwy, pod koniec ubiegłego roku. Doszło do niego niemal pół roku po tym, jak weszło w życie nowe rozporządzenie Komisji Europejskiej dotyczące norm jakościowych dla oliw extra vergine.
Aby zapobiegać nieuczciwym praktykom Bruksela dodała w nim kolejny parametr jakościowy, którego poziom świadczy o tym czy oliwa nadal może być nazywana extra vergine. Są to wspomniane wcześniej alkilo-estry. Ich poziom nie może przekraczać 75 mg w kg produktu.