Dane z Ministerstwa Zdrowia pokazują, że sytuacja finansowa szpitali jest coraz trudniejsza. Piąty kwartał rosną długi wymagalne, czyli te, których termin spłaty już minął. Pod
koniec marca wynosiły ponad 2,47 mld zł. W ciągu kwartału długi te wzrosły o 6,7 proc., a w całym zeszłym roku o ok. 11 proc.
– Od kilku miesięcy powtarzam, że nadchodzi szpitalne tsunami – przypomina Marek Wójcik ze Związku Powiatów Polskich. Jego zdaniem przyczyną narastania długów jest wolniejsze tempo wzrostu kontraktów z NFZ w porównaniu z inflacją oraz „przeinwestowanie" placówek. – Nie ma kontroli nad procesem inwestycyjnym, prawie każdy szpital chciał wykorzystać pieniądze unijne na inwestycje, kupował drogi sprzęt, a potem wymuszał kontrakt na kosztowne procedury. Ponieważ robiło tak wiele placówek, to dostały one kontrakty, ale o niewielkiej wartości – tłumaczy Wójcik.
Robert Małdoch, ekspert organizacji Pracodawcy RP, także uważa, że kłopoty finansowe szpitali będą rosły.
– Szpitale nie mają pieniędzy na spłatę swoich zobowiązań, bo nie jest uregulowana kwestia rozwoju infrastruktury w ochronie zdrowia. Kontrakt z NFZ powinien wystarczyć na opłacenie świadczeń medycznych, a za infrastrukturę powinien płacić właściciel – podkreśla Robert Małdoch. Kłopot w tym, że samorządy nie mają pieniędzy, a dodatkowo resort finansów wprowadza dla nich limity zadłużenia.