Szybki start budowy pierwszych wiatraków na Bałtyku stoi pod znakiem zapytania, choć resort transportu odpowiedzialny za tzw. pozwolenia na lokalizację sztucznych wysp (PSZW; nie są one równoznaczne z pozwoleniem na budowę) pod morskie farmy wiatrowe wydał już część decyzji. Swoje obawy w resorcie rolnictwa zgłosili bowiem teraz rybacy (dotychczasowe kłopoty inwestorów wynikają z opinii resortu środowiska ws. złóż gazu i ropy łupkowej na Bałtyku). Obawiają się, że wiatraki będą przeszkodą w połowach.
Resort rolnictwa zaopiniował więc negatywnie część wniosków, a resort transportu jest w kropce, bo bez pozytywnej opinii sześciu ministerstw nie może wydać PSZW. Z kolei ustawa o obszarach morskich wyraźnie definiuje, kiedy decyzja w tej sprawie może być odmowna, np. gdy lokalizacja koliduje z obszarem ważnym dla wojska czy stanowi realne zagrożenie na szlaku nawigacyjnym.
– Tymczasem opinie z resortu rolnictwa nie definiują realnych zagrożeń – mówi „Rz" przedstawiciel jednego z inwestorów chętnych do budowy wiatraków. Dodaje, że firmy nie wykluczają, iż pójdą do sądu administracyjnego, bo nie dość, że wydawanie decyzji idzie bardzo wolno, to zostały już wyłożone pierwsze pieniądze. Deweloperski koszt 1 GW to 20–30 mln euro, a cała budowa 1 GW mocy wiatrowej na morzu to ok. 3,5 mld euro (ok. 14,4 mld zł).
6 gigawatów mocy dadzą morskie projekty Orlenu, PGE, Kulczyk Investments i Deme, które już mają zezwolenia
– Do 9 lipca wydano osiem decyzji. Sześć pozwoleń lokalizacyjnych na wzniesienie morskich farm wiatrowych i dwie decyzje negatywne – mówi „Rz" Mikołaj Karpiński, rzecznik Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.