Kryzys przyspiesza koncentrację w sieciach sprzedaży aut. Według Związku Dealerów Samochodów już przeszło 40 proc. rynku znajduje się w rękach 50 największych firm dilerskich. Łącznie działa ich około tysiąca. – W czasie kryzysu firmy z czołówki radzą sobie coraz lepiej. A mali mają więcej kłopotów – przyznaje Marek Konieczny, prezes Związku Dealerów Samochodów.
Już trzy lata temu udział pierwszej pięćdziesiątki dilerów w całym rynku wyniósł 34,08 proc. w porównaniu z 31,43 proc. rok wcześniej. Był to największy skok wskaźnika konsolidacji w Europie. Teraz może on rosnąć jeszcze szybciej. Trudna sytuacja na rynku sprzyja przejęciom, a część najsłabszych firm dilerskich szuka okazji, by sprzedać się inwestorom. – Możemy wkrótce spodziewać się przejęć polskich dilerów działających w atrakcyjnych lokalizacjach przez kapitał zagraniczny – twierdzi Kazimierz Żytkowicz, współwłaściciel małopolskiej firmy Ford Wikar.
Na razie polski rynek jest wciąż mocno rozdrobniony: średnia punktów sprzedaży na 50 największych firm dilerskich to zaledwie cztery salony. Tymczasem we Włoszech to ok. 11 salonów, we Francji 20, w Niemczech 21, a w Wielkiej Brytanii 33. Ale w przyszłości sytuacja będzie się zmieniać.
W ubiegłym roku doszło m. in. do połączenia firmy Euro-Centrum-Tadeusz z grupą Krotoski-Cichy. Była to pierwsza transakcja w branży na tak dużą skalę. Wkrótce ma dojść do kolejnych konsolidacji, m. in. w sieci Volkswagena.
Łączą się także mniejsze firmy. Przykładem jest katowicki diler Piotr Mozdyniewicz, właściciel wielomarkowego salonu MM Cars, który połączył siły z dilerem Renault firmą Auto Zięba. Powołana przez dilerów spółka sprzedaje auta Hyundai i Mitsubishi. – Wspólne zakupy zmniejszają koszty i zwiększają rentowność serwisu. Tańszy jest scentralizowany marketing, wzrosła rentowność na sprzedaży usług finansowych – mówił „Rz" Mozdyniewicz.