Specjaliści z Japonii i USA pracujący nad ustaleniem przyczyn awarii uznali, że bateria litowo-jonowa najwyraźniej nie ucierpiała z powodu za wysokiego napięcia, co mogłoby nagle podwyższyć jej temperaturę, doprowadzić do pojawienia się dymu i silnego zapachu wykrytego we wnętrzu samolotu.
Według danych z rejestratora lotu, napięcie w baterii niegdy nie przekraczało 31 woltów. dokładnie poniżej ustalonego poziomu 32 V - wyjaśnił przedstawiciel japońskiego urzędu bezpieczeństwa transportu JTSB.
Natomiast to napięcie gwałtownie zmalało w chwili włączenia się sygnałów alarmowych w kokpicie, na oczach kapitana, wskazując na dużą anomalię. Fakt, że napięcie nie przekraczało nigdy fabrycznego limitu nie jest jednak gwarancją, że proces ładowania jej przebiegał bez zarzutu.
Problem jest o tyle złożony, że badana bateria składa sie o 8 ogniw litowo-jonowych, z których jedno lub kilka mogło zostać przeładowane, czego nie widać przy ocenie całości. Ogniwa są podobne do stosowanych w telefonach bezprzewodowych i tabletach.
- Dane wskazują normalny poziom napięcia, ale nie można w dalszym ciągu wykluczyć możliwości, że niektóre ogniwa zostały zbytnio naładowane - wyjaśnił przedstawiciel JTSB.