Maranello - fabryka, w której samochody są szyte na miarę

W czasach, gdy inni producenci zachodzą w głowę, jak zwiększyć sprzedaż, Ferrari chce zmniejszyć produkcję.

Publikacja: 25.05.2013 01:06

Kolejka do wejścia na pokład samolotu Ryanaira lecącego do Bolonii. Tłok, bo miejsca nie są numerowane, więc każdy chce wejść jak najszybciej.

Za mną młody człowiek z niedużym plecaczkiem. Jedziemy w to samo miejsce – do Maranello, gdzie jest fabryka Ferrari. Tylko każde z nas w innym celu. Ja mam rozmawiać z prezesem marki Lucą Cordero di Montezemolo i zwiedzać fabrykę. On – dobierać wyposażenie do ferrari, które właśnie zamówił.

Przelot w cenie

To bardzo ważny etap procesu produkcyjnego auta. Klient w fabryce sam kompletuje wyposażenie, kierownicę, kształt foteli, ich kolory, grubość i fakturę skóry, którą będą obite. To wszystko stanowi nawet 20 procent ceny auta. Producent zastrzega sobie jedynie silnik i parametry techniczne. No i ograniczona jest paleta lakieru. Nie ma mowy o różowym „barbie".

Jest jeszcze opcja „szycia auta na miarę", gdzie klient ma większą swobodę. Za taką przyjemność trzeba zapłacić 50 tys. euro.

Dlaczego przyszły polski właściciel ferrari leci tanią linią lotniczą? Przecież skoro stać go na takie auto, to z pewnością uniósłby również koszt przelotu nawet prywatną awionetką. To proste: przelot Ryanairem na trasie Warszawa-Bolonia to najkrótsza droga do Maranello. Nie chodzi o oszczędności, zresztą koszt takiej podróży zostanie potem odjęty od końcowej ceny auta, które kupi pan z plecaczkiem. A ta cena może wynieść nawet grubo ponad milion złotych.

Najtańszy model California kosztuje we Włoszech 185 tys. euro, ale już wyposażony w 12-cylindrowy silnik, drożeje do 272 tys. euro.

W Polsce jest na razie jeden salon Ferrari – w budynku warszawskiej giełdy. Według informacji nieoficjalnych w ubiegłym roku sprzedano tam ok. 40 aut, w tym niektóre zostały zarejestrowane za granicą. Ile w Polsce? Michał Maske, szef marketingu Ferrari Warszawa, zastrzega, że polscy klienci Ferrari nie życzą sobie podawania takich wiadomości. Podobno – ale tylko „podobno" – w tym roku do kupna ferrari chętnych było 9 osób.

Już wkrótce – w czerwcu – w Katowicach powstanie drugi salon – Maranello Motors, należący do Grupy Pietrzak, która dotychczas sprzedawała renaulty, peugeoty i dacie.

Odjazd z rykiem

Hotel Arthur w Solignano, tak jak i inne niewielkie hoteliki w okolicy Maranello, żyje z fanatyków marki. Zresztą nie tylko on. Tak samo firmy oferujące przejażdżki ferrari. Za 15 minut trzeba zapłacić 80 euro, za godzinę – 200. Właśnie do Arthura przyjechała najnowszym mercedesem pięcioosobowa rodzina z Lyonu. Pod hotel z charakterystycznym wyciem silnika podjeżdża czerwona, doskonale utrzymana california. Negocjacje: czy jedzie kilkunastoletni wnuczek z ojcem, czy na początek dziadkowie z córką? Po chwili z tym samym charakterystycznym wyciem auto odjeżdża z pierwszą partią pasażerów. Do środka zapakowali się mama z babcią i dziadek.

W samym Maranello niemal na każdym rogu sklep z gadżetami ferrari. Naprzeciwko fabrycznej bramy, największy – firmowy. Najdroższy przedmiot, jaki tam można kupić, to zegarek Hublot za trochę ponad 20 tys. euro. Mokasyny Toddsa są za 140 euro. W Polsce kosztują 1,5 tysiąca zł. I to nawet nie w sklepie Ferrari.

Ze sprzedaży konfekcji, zegarków i różnych akcesoriów oraz zabawek Ferrari osiąga 100 mln euro rocznie. Wartość wszystkich przychodów firmy za I kwartał tego roku to 551 mln euro, zysk netto 54,7 mln. I będzie się zwiększał, bo na dobre rozkręciła się maszynka do robienia pieniędzy, jaką jest park tematyczny Ferrari w Abu Dhabi.

Fabryka w Maranello zatrudnia 3 tys. osób, w większości inżynierów, i produkuje 32 auta dziennie. Robi to bez pośpiechu, a na taśmach widać znacznie więcej osób niż w fabrykach np. Fiata. Pokrowce na siedzenia szyte są na miejscu i natychmiast przekazywane na taśmę produkcyjną. Wszystko jest blisko. Także produkcja silników.

Czterdzieści to dużo

Po Polsce jeździ dzisiaj około 300 różnych modeli tej marki. Największy fanatyk ma 4 sztuki.

– To dużo – tak komentuje Luca Cordero di Montezemolo, prezes Ferrari Spa, sprzedaż jego samochodów w Polsce . – Polacy znani są z tego, że kochają piękne auta – zapewnia. Sam jeździ modelem FF. – Wygodny, czteroosobowy. Jak się ma rodzinę, dwie córki, trzeba mieć większe auto – tłumaczy. I odjeżdża z fasonem godnym człowieka młodszego o jakieś 40 lat.

Montezemolo związany jest z firmą od 1973 roku. Zaczynał jako asystent leciwego już wówczas ojca marki Enzo Ferrari. Odpowiadał wówczas za zespół Ferrari występujący w Grand Prix. W 1991 roku zaproponowano mu stanowisko prezesa marki, co wówczas nie było wielkim zaszczytem, bo wprawdzie była już wówczas kultowa, ale w dużych kłopotach finansowych.

Podczas ostatniego salonu w Genewie Ferrari zaskoczyło najnowszym modelem LaFerrari. Auto piękne, o wręcz kosmicznych kształtach, ma napęd hybrydowy. Ale kierowcy nie mają co liczyć na to, że Montezemolo podda się presji i wyprodukuje SUV. Nawet za cenę porażki na rosyjskim rynku, gdzie nisko zawieszone auta nie mają szans na drogach, a salon w Moskwie jest raczej wystawą możliwości, a nie sklepem. – Nie bylibyśmy wiarygodni, robiąc SUV. Nie jesteśmy Porsche – mówi Montezemolo.

Nie zamierza też produkować aut z silnikami elektrycznymi, ani tańszych wersji. – Dla nas tańszymi modelami są ferrari używane. Mały, tańszy ferrari? I co to znaczy mniejszy? Że będzie w nim mniej technologii, nie będzie napakowany innowacjami, jak każdy kolejny model? To nie miałoby sensu – mówi Montezemolo.

Jak piękna kobieta

W maju firma zaskoczyła rynek, informując, że zamierza zmniejszyć produkcję aut. Paradoks w czasach, kiedy inni producenci zachodzą w głowę, co zrobić, żeby zwiększyć sprzedaż? Niezupełnie. Cięcie nie będzie duże – o jakieś 4 procent, czyli produkcja wyniesie nieco poniżej 7 tysięcy aut. Zgodzili się na to akcjonariusze.

W zeszłym roku wyprodukowano 7318 samochodów. – A ja mam komfort, że mogę nie słuchać tych wszystkich, którzy mówią, że zyska na tym nasza konkurencja. Nauczyłem się od Enzo Ferrari, w jaki sposób zwiększa się wartość marki. Ferrari jest jak piękna kobieta, trzeba na nią czekać z niecierpliwością, trzeba o nią dbać – mówił Montezemolo.

On sam dba o pracowników. Zarabiają bardzo przyzwoicie. Pensja podstawowa od 4 do 8,5 tys. euro miesięcznie. Plus premia za wzrost wydajności oraz udziały w zyskach. W tym roku dodatkowa wypłata wyniosła średnio 4,5 tys. euro. Firma pokrywa również koszty podręczników dla dzieci pracowników i płaci za obozy letnie.

Na lotnisku w Bolonii jednym z aut z napisem „Follow me" na dachu jest lamborghini aventador, który kosztuje przynajmniej 400 tys. dolarów. Ferrari z „Follow me" nie ma. A że policja w Dubaju kupiła sobie ferrari? – No cóż, okazuje się, że dubajscy policjanci mają dobry gust – mówi Montezemolo.

Kolejka do wejścia na pokład samolotu Ryanaira lecącego do Bolonii. Tłok, bo miejsca nie są numerowane, więc każdy chce wejść jak najszybciej.

Za mną młody człowiek z niedużym plecaczkiem. Jedziemy w to samo miejsce – do Maranello, gdzie jest fabryka Ferrari. Tylko każde z nas w innym celu. Ja mam rozmawiać z prezesem marki Lucą Cordero di Montezemolo i zwiedzać fabrykę. On – dobierać wyposażenie do ferrari, które właśnie zamówił.

Pozostało 93% artykułu
Biznes
Rekordowa liczba bankructw dużych firm na świecie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Święta spędzane w Polsce coraz popularniejsze wśród zagranicznych turystów
Biznes
Ministerstwo obrony wyda ponad 100 mln euro na modernizację samolotów transportowych
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki