Kolejka do wejścia na pokład samolotu Ryanaira lecącego do Bolonii. Tłok, bo miejsca nie są numerowane, więc każdy chce wejść jak najszybciej.
Za mną młody człowiek z niedużym plecaczkiem. Jedziemy w to samo miejsce – do Maranello, gdzie jest fabryka Ferrari. Tylko każde z nas w innym celu. Ja mam rozmawiać z prezesem marki Lucą Cordero di Montezemolo i zwiedzać fabrykę. On – dobierać wyposażenie do ferrari, które właśnie zamówił.
Przelot w cenie
To bardzo ważny etap procesu produkcyjnego auta. Klient w fabryce sam kompletuje wyposażenie, kierownicę, kształt foteli, ich kolory, grubość i fakturę skóry, którą będą obite. To wszystko stanowi nawet 20 procent ceny auta. Producent zastrzega sobie jedynie silnik i parametry techniczne. No i ograniczona jest paleta lakieru. Nie ma mowy o różowym „barbie".
Jest jeszcze opcja „szycia auta na miarę", gdzie klient ma większą swobodę. Za taką przyjemność trzeba zapłacić 50 tys. euro.
Dlaczego przyszły polski właściciel ferrari leci tanią linią lotniczą? Przecież skoro stać go na takie auto, to z pewnością uniósłby również koszt przelotu nawet prywatną awionetką. To proste: przelot Ryanairem na trasie Warszawa-Bolonia to najkrótsza droga do Maranello. Nie chodzi o oszczędności, zresztą koszt takiej podróży zostanie potem odjęty od końcowej ceny auta, które kupi pan z plecaczkiem. A ta cena może wynieść nawet grubo ponad milion złotych.