Dlaczego Ryanair wygrywa

Szef linii Michael O’Leary to marketingowy geniusz, który ma tylko jeden cel: wozić pasażerów jak najtaniej.

Publikacja: 15.06.2013 01:06

Prezes Ryanaira, Michael O’Leary zrobi wszystko, żeby być widoczny. Zaśpiewa, zatańczy (na zdjęciu),

Prezes Ryanaira, Michael O’Leary zrobi wszystko, żeby być widoczny. Zaśpiewa, zatańczy (na zdjęciu), ale przede wszystkim lubi szarżować i wypowiadać sę w kontrowersyjny sposób.Uwielbia media. Często z wzajemnością

Foto: Rzeczpospolita, Krzysztof Łokaj Krzysztof Łokaj

Samolot odjeżdża z płyty parkingowej na warszawskim lotnisku im. Chopina, chociaż pasażerowie jeszcze nie usiedli w fotelach. To nie ma prawa zdarzyć się w żadnej linii lotniczej! Takie są przepisy bezpieczeństwa.

W żadnej linii poza Ryanairem. Samolot kołuje po płycie i jedzie na pas startowy. Pasażerowie nadal stoją. Nie ma dla nich miejsc? Oczywiście, że są, ale jedynie w trzech rzędach na przodzie samolotu, zablokowanych szeroką taśmą. A personel pokładowy energicznie nawołuje, żeby pasażerowie zdecydowali się zapłacić za komfortową podróż. Nikt się nie łamie, ostatecznie to stewardesy się poddają i w momencie startu wszyscy już siedzą. W powrotnej podróży ta sama sytuacja się powtarza. Zapewne powtarzała się wielokrotnie, bo grupa często latających Ryanairem wyraźnie czeka na to, by wejść na pokład jako ostatnia. To mały trik, który zawsze się udaje, a miejsce z przodu samolotu jest  bardziej komfortowe. Maszyny irlandzkich linii są prawie  zawsze pełne.

To już krok od pomysłu prezesa linii Michaela O'Leary, który chciał wozić pasażerów na stojąco, uznając, że w ten sposób może zapakować ich więcej. Zamiast zwykłych foteli miały być zamontowane stołki barowe. Wiadomo było, że to nierealne.

Boeing, od którego Ryanair kupuje setki samolotów, zareagował błyskawicznie: – Nie rozważamy produkowania foteli dla pasażerów, którzy mieliby latać na stojąco. I nie mamy w naszych planach takiej opcji.

Darmowe piwo, płatna toaleta?

Wśród pomysłów na ściągnięcie dodatkowych pieniędzy był i taki, aby pasażerowie otyli płacili drożej albo by pobierać opłaty za toaletę. Wtedy na rynku  pojawiły się pogłoski, że Ryanair z pewnością będzie rozdawał piwo za darmo. Oczywiście przed odlotem.

Pracownicy linii są wynagradzani, gdy zauważą, że któryś z pasażerów ma zbyt duży bagaż. Ale pod warunkiem, że odkryją przynajmniej dziesięć takich przypadków tygodniowo. Ostatnio głośno było o norweskim pasażerze, który odmówił zapłacenia za niejadalną kanapkę, która nijak się miała do  opisu z oferty. Chciał zamiast niej muffina. Skończyło się na wezwaniu policji po wylądowaniu w Oslo. A policjanci, po wysłuchaniu racji obu stron, pękając ze śmiechu, zwolnili  pechowego smakosza.

Prezes linii postulował również, aby władze lotnicze pozwoliły, by jego samoloty prowadził tylko jeden pilot, bo i tak  wszystko wykonuje komputer. I też wiadomo było, że taka opcja nie wchodzi w grę.

Dlaczego  O'Leary rzuca takie pomysły? To element linii PR. – Chodzi o to, żeby pasażerowie dostali komunikat: to, co kupują, to przelot z punktu A do punktu B, niekoniecznie w komfortowych warunkach, ale tak tanio, jak to możliwe – mówi Danny Rogers z brytyjskiego tygodnika „PR Magazine". Jego zdaniem O'Leary ma jeden przekaz: chcę was wozić jak najtaniej. Przy tym Rogers uważa prezesa irlandzkiego przewoźnika za marketingowego geniusza, który poświęci wszystko, byle tylko o Ryanairze było głośno, nieważne, w jakim kontekście. – Dziennikarze go uwielbiają, bo zawsze trafi się soczysty cytat. A na takie zdjęcia jak O'Leary nie pozwoliłby sobie żaden inny prezes linii – mówi Rogers. No może tylko Richard Branson, który niedawno przebrał się w mundur stewardesy Air Asia, umalował usta czerwoną szminką i ogolił nogi.

Chopin czy Shocking

W ostatni długi majowy weekend Ryanair rozesłał do mediów komunikat informujący o  prześladowaniach, jakie spotykają go na warszawskim lotnisku. Chodziło o wymóg przedpłat za usługi portu. Jak wyjaśnił rzecznik PPL Przemysław Przybylski, zdecydowano się na taką procedurę, bo irlandzka linia nie płaciła według ustalonego przez siebie harmonogramu, czyli ostatniego dnia kolejnego miesiąca, po którym nastąpiła operacja lotnicza. Czyli często dwa miesiące po wystawieniu faktury. W PPL te terminy są znacznie krótsze. I – jak zapewnia Przybylski – obowiązują wszystkich.

Ryanair protestował, bo uznał, że po pierwsze LOT płaci lotnisku z wielkim opóźnieniem, a po drugie, że jego pieniądze idą na pomoc publiczną dla polskiego przewoźnika. – Ciekawe, skąd Ryanair wie, kiedy płaci nam LOT – zastanawiał się rzecznik PPL.

Irlandzki przewoźnik podał również 31 maja, że sprawą zajmuje się już polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Komisja Europejska. Nie do końca. Skarga Ryanaira dotarła do UOKiK cztery dni później niż do prasy i nie spełnia wymogów formalnych, więc musi zostać uzupełniona. „Ze wstępnej analizy wynika, że konieczne będzie uzupełnienie przez przedsiębiorcę przedstawionych informacji w celu umożliwienia oceny, czy rzeczywiście są podstawy do podjęcia działań administracyjnych przez Urząd"– napisała Małgorzata Cieloch z UOKiK.

Ryanair ma od dawna na pieńku i z LOT, i z PPL. LOT był piętnowany za wprowadzenie dopłat paliwowych, zaś lotnisko im. Chopina szefowie linii nazywają uparcie „Shocking Airport", właśnie ze względu na opłaty i podatki. Prawdą jest, że jest to najprawdopodobniej jedyny port lotniczy w Polsce, który nie subsydiuje operacji Irlandczyków. Jeśli nie w Europie, bo znane są przypadki błyskawicznego otwierania i zamykania połączeń z „opornymi" lotniskami. Z Niemcami Ryanair się pokłócił, kiedy udowodniono mu, że zaniża wagę swoich samolotów, co zdaniem Deutsche Flugsicherung, agencji nawigacji powietrznej, pozwoliło Irlandczykom uniknąć opłat w wysokości 42 mln euro. Sprawa znalazła się w sądzie.

Oszustwa małe i większe

Lądujemy w Warszawie. Ryanair otrąbił kolejny rejs, który odbył się w wyznaczonym rozkładowo czasie. Halo, halo! A dlaczego podczas tej podróży jej czas magicznie wydłużył się o 10 minut? Dlatego, że cel uświęca środki. A tym celem jest punktualność, zaś małe oszustwo nie przez wszystkich będzie zauważone.

Podobnych kruczków Irlandczycy stosują znacznie więcej. Zostali np. zmuszeni do wycofania reklamy „bikini", promującej podróże do portów, gdzie temperatura nie przekraczała 14 stopni Celsjusza. Do przelotów zachęcano wówczas hasłem „Zarezerwuj sobie słońce". Słynne było też „latanie na oparach" nad hiszpańskimi lotniskami i wymuszanie zezwolenia na szybsze lądowanie.

Te wszystkie małe i większe przekręty nie zmieniają faktu, że Ryanair jest dzisiaj w Europie drugim po Lufthansie największym przewoźnikiem. Pierwszym raczej nie będzie, bo niemiecki gigant coraz więcej czerpie z doświadczeń irlandzkiej linii i właśnie stworzył własnego low costa.

Mimo wszystko Ryanair będzie się rozwijał. To prawda, traktuje pasażerów jak towar do przewiezienia, ale rzeczywiście można kupić u niego naprawdę bardzo tanie bilety. I tym wygrywa z konkurencją.

To nie Irlandczycy wymyślili dopłaty

Nieco ponad miliard euro uzyskał w ubiegłym roku Ryanair z najróżniejszych dopłat nakładanych na pasażerów. Kwota robi wrażenie, ale stawia irlandzkiego low costa na szóstym miejscu w rankingu linii lotniczych, które pozyskują w ten sposób dodatkowe dochody – wynika z analizy Idea Works. Wszystkie linie lotnicze w USA z tego tytułu pozyskały 6,5 mld euro tylko z opłat za bagaż. Tuż za Ryanairem znalazły się tradycyjna linia holenderska KLM i niskokosztowy EasyJet. Rekordzistą w ściąganiu dodatkowych przychodów są amerykańskie linie United Airlines (4,1 mld euro), za nimi również amerykańska Delta (2 mld euro). Niskokosztowy Spirit, również z USA, na dodatkowych opłatach kasuje aż 38,5 proc. wszystkich swoich wpływów. Jeśli chodzi o średnią wydawaną przez pasażera (nieco powyżej 10 euro), Ryanair nie mieści się nawet w pierwszej dziesiątce przewoźników.

Samolot odjeżdża z płyty parkingowej na warszawskim lotnisku im. Chopina, chociaż pasażerowie jeszcze nie usiedli w fotelach. To nie ma prawa zdarzyć się w żadnej linii lotniczej! Takie są przepisy bezpieczeństwa.

W żadnej linii poza Ryanairem. Samolot kołuje po płycie i jedzie na pas startowy. Pasażerowie nadal stoją. Nie ma dla nich miejsc? Oczywiście, że są, ale jedynie w trzech rzędach na przodzie samolotu, zablokowanych szeroką taśmą. A personel pokładowy energicznie nawołuje, żeby pasażerowie zdecydowali się zapłacić za komfortową podróż. Nikt się nie łamie, ostatecznie to stewardesy się poddają i w momencie startu wszyscy już siedzą. W powrotnej podróży ta sama sytuacja się powtarza. Zapewne powtarzała się wielokrotnie, bo grupa często latających Ryanairem wyraźnie czeka na to, by wejść na pokład jako ostatnia. To mały trik, który zawsze się udaje, a miejsce z przodu samolotu jest  bardziej komfortowe. Maszyny irlandzkich linii są prawie  zawsze pełne.

Pozostało 87% artykułu
Biznes
Ministerstwo obrony wyda ponad 100 mln euro na modernizację samolotów transportowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Rok nowego rządu – sukcesy i porażki w ocenie biznesu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Umowa na polsko-koreańską fabrykę amunicji rakietowej do końca lipca