Niezależnie od tego, czy we Francji rządzi prawica, lewica czy też centrum, francuska władza uwielbia ingerować w to, co dzieje się w firmach.
Doskonale widać to po sytuacji, która doprowadziła do rozpadu praktycznie już pewnej fuzji Fiat Chrysler Automobiles z francuskim Renaultem. Firmy porozumiały się i pokazały, jakie będą miały korzyści z tej fuzji. A były one niemałe, bo po 5 mld euro rocznie dla FCA i tyle samo dla Renaulta. Japończyków z Nissana, bez którego ta fuzja była możliwa, Włosi i Francuzi chcieli przekonywać później. Giełda po obu stronach Alp była zachwycona. Tymczasem minister finansów, Bruno Le Maire, początkowo też sprzyjał pomysłowi fuzji, zmienił zdanie. Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy rząd miesza w Renault. Podobnie było w roku 2014, kiedy WZA szykowało się do podjęcia kluczowych decyzji dotyczących aliansu z Nissanem, rząd podniósł swoje udziały z 15 do 20 proc. Ówczesny prezes Renaulta, Carlos Ghosn, który zawsze miał na pieńku z ministrami finansów, a wówczas był nim Emmanuel Macron, był wówczas bliski zawału serca. I z tymi 20 procentami w Renault rząd pozostał do dzisiaj. Gdyby więc ostatecznie doszło do fuzji FCA i Renault, udział państwa zmniejszyłby się do 10 proc. w nowej firmie i Bruno Le Maire miałby znacznie mniej do powiedzenia.