Zbrojeniówka znacznie bardziej cieszy się jednak z decyzji o modernizacji starszych 128 czołgów Leo 2A4 już służących w naszej armii.
Nic dziwnego, eksperci szacują, że zaostrzenie pazurów leopardom przejętym w 2001 roku od Niemców za symboliczną markę, może przynieść polskim i zagranicznym firmom prawie miliard złotych.
Ale wcale nie będzie łatwo sięgnąć po te pieniądze, zwłaszcza podzielonej wciąż zbrojeniówce – uprzedza Zdzisław Zieliński, wiceszef fachowego pisma Raport Wojsko Technika Obronność. A przecież już współpraca przy przeglądach eksploatowanych w kraju Leo z niemieckimi producentami czołgów Krauss Maffei Wegmann i Rheinmetallem Defence dała polskim spółkom przedsmak tego co je czeka. - Zagraniczne koncerny niechętnie dzielą się technologiami z potencjalnymi konkurentami – mówi Zieliński.
Trudna rozmowa z koncernami
Tymczasem plan gruntownej modernizacji naszych leopardów zakłada przeniesienie do krajowych firm obsługi i co ważniejsze - najnowszych rozwiązań stosowanych dziś na świecie do unowocześniania Leo.
- Maksymalna polonizacja zarówno serwisu jak i czołgowych supertechnologii najnowszych generacji, z myślą o ich wykorzystaniu potem przez rodzimy przemysł także w innych, przyszłych pojazdach pancernych, projektowanych w kraju – to pierwszy warunek udanego leopardowego biznesu i absolutna konieczność – mówi gen. Waldemar Skrzypczak, b. wiceminister obrony narodowej ds. modernizacji i autor koncepcji wzmacniania leopardami sił pancernych. Jego zdaniem przemysł, by skorzystać na przezbrojeniu Leo, musi przede wszystkim, nauczyć się grać w jednej drużynie i znacznie bardziej niż dotychczas, przyłożyć do pracy.