- Wiem, że władze Białorusi i rząd i prezydent starają się powstrzymać takie negatywne praktyki. Mamy z nimi porozumienie, a z Ukrainą - nie - mówił Putin w Mińsku podczas spotkania z prezydentami Związku Celnego i Ukrainy.
Jako przykład podał zatrzymanie przez rosyjskich celników w obwodzie Briańskim i Smoleńskim partii papryki i jabłek, które miały pochodzić z Mołdawii i Macedonii. - Zerwali naklejkę, a tam Polska - stwierdził Putin i dodał, że po stowarzyszeniu Ukrainy z Unią takiego reeksportu będzie dziesięć razy więcej. Po prostu „zaleje Rosję".
- Opowiadamy się za ściślejszą współpracą między Unią Europejską a Europejską Wspólnotą Gospodarczą (tworzą ją Rosja z Białorusią i Kazachstanem -red) - cytuje Putina Interfax.
Tymczasem Białoruś ma swoje pięć minut. Odżyły schematy szarej strefy z lat 90-tych XX w, gdy Białorusini mówili „dajcie mi metr granicy, a będę bogaty". Przewozem reeksportu zajmują się i osoby prywatne, i firmy z państwowym kapitałem. A eksperci pytani przez Deutsche Welle przypominają, że taki przewóz nie może się dziać bez wiedzy urzędników. Białoruś w przeszłości wwoziła do Rosji cukier z importowanej trzciny, podając, że jest to cukier z buraków. Do Unii z kolei eksportowała benzynę z rosyjskiej ropy, czego zabraniał kontrakt. Białorusini nie pisali w listach przewozowych, że eksportują paliwo, ale że „rozpuszczalnik". Rosja straciła na tym 1,5 mld dol.
Białoruski ekonomista Jarosław Romańczuk jest zdania, że w kraju powstaną tymczasowe zakłady, które będą przykrywką dla reeksportu. Andriej Suzdalcow mówi, że tylko w minionym tygodniu powstało ponad 10 spółek joint venture zajmujących się importem żywności.