Mechanizm MSR od 2019 r.

Unia zacznie już w 2019 r. ręcznie sterować ceną uprawnień do emisji CO2, które wpływają na ceny prądu. Ucierpią branże energochłonne.

Publikacja: 06.05.2015 21:00

Państwa członkowskie UE dały zielone światło dla wprowadzenia tzw. mechanizmu rezerwy stabilizacyjne

Państwa członkowskie UE dały zielone światło dla wprowadzenia tzw. mechanizmu rezerwy stabilizacyjnej (MSR) dwa lata wcześniej, niż oczekiwała tego Polska.

Foto: Bloomberg

Państwa członkowskie UE dały zielone światło dla wprowadzenia tzw. mechanizmu rezerwy stabilizacyjnej (MSR) dwa lata wcześniej, niż oczekiwała tego Polska. Porozumienie to w dużym uproszczeniu oznacza, że zezwolenia do emisji dwutlenku węgla, które wpływają na cenę prądu, będą zdejmowane z rynku, gdy nadpodaż przekroczy oczekiwany przez decydentów w Brukseli poziom (833 mln ton)..

Rajd cen w górę

Bez względu na datę wprowadzenia interwencyjnego skupu skutkiem będzie sukcesywny wzrost cen certyfikatów. To podniesie koszty wytwórców prądu, które ostatecznie zobaczymy w rachunkach za prąd. Dziś koszt certyfikatu to średnio 7,2 euro. Ale w 2020 r. średnia cena emisji tony CO2 ma wynieść 16,8 euro – wynika z ankiety portalu Carbon Pulse przeprowadzonej wśród analityków dziesięciu podmiotów operujących na tym rynku. To znaczący wzrost wobec prognozowanych przez nich na ten rok 8,90 euro.

– Implikuje to średnią roczną stopę wzrostu cen uprawnień ok. 15 proc. Jeśli jednak wstępne postanowienia negocjacji dotyczących reformy MSR wejdą w życie, to szacowane roczne tempo wzrostu cen uprawnień powinno być jeszcze wyższe, bo warunki przyjęte na spotkaniu 5 maja są bardziej restrykcyjne – zauważa Krzysztof Mazurski, makler w DM Consus.

Eksperci szacują, że jeśli sprawdzą się prognozy wzrostu cen uprawnień do 16,8 euro, prąd podrożeje o 7–8 euro/MWh.

Zdaniem Piotra Dzięciołowskiego z DM Citi Handlowego pod największą presją wzrostu kosztów, ze względu na drożejące uprawnienia do emisji, będą najbardziej emisyjne elektrownie, czyli te należące do ZE PAK i PGE, a także spółki nieinwestujące. Bo właśnie dzięki inwestycjom firmy dostają darmowe uprawnienia do emisji CO2.

– Te darmowe uprawnienia można przyrównać do zwolnienia z podatku, który płaci się za zanieczyszczanie atmosfery. Otrzymujące je firmy sprzedają je dalej na rynku za pełną stawkę rynkową. A to powiększa ich marże kosztem wzrostu ceny dla klienta końcowego – tłumaczy Dzięciołowski.

Dlatego w jego ocenie największe koszty podwyżki uprawnień do emisji CO2 poniesie polska gospodarka, a nie poszczególne przedsiębiorstwa z branży energetycznej.

Przemysł pod presją

Opinię tę potwierdza Henryk Kaliś, przewodniczący Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu oraz Forum CO2 i jednocześnie pełnomocnik zarządu ds. zarządzania energią w Zakładach Górniczo-Hutniczych Bolesław. Jego zdaniem energetyka nigdy nie odczuwała wzrostu kosztów związanych z drożejącymi uprawnieniami do emisji, bo przerzucała je na odbiorców, doliczając jeszcze swoją marżę. – Ucierpią głównie przedsiębiorcy z branż energochłonnych – twierdzi Kaliś.

Z jego wyliczeń wynika, że wzrost cen uprawnień do emisji CO2 do 30 euro za tonę ma podnieść roczne koszty produkcji w ZGH Bolesław o 50 mln zł rocznie. Dziś to ok. 14 mln zł. – Takich pieniędzy nikt nie będzie miał. Skutkiem będzie likwidacja firm lub znaczące ograniczanie produkcji – alarmuje Kaliś.

Ma żal do rządu, bo uważa, że nie wykorzystuje on narzędzi, które daje Unia i z których korzystają już inne europejskie gospodarki. Chodzi o rekompensowanie przedsiębiorcom branż energochłonnych wyższych kosztów wynikających z polityki klimatycznej, np. z pieniędzy za sprzedaż przez rządy darmowych uprawnień na aukcjach. Polska przeznacza je po prostu na łatanie budżetu.

– Zaproponowaliśmy stworzenie takiego mechanizmu z terminem obowiązywania od 2017 r., ale bez sukcesu – mówi pełnomocnik zarządu ZGH Bolesław. Jeśli ceny prądu w kraju pójdą w górę, to wzrośnie apetyt przedsiębiorców na import tańszej energii, np. ze Szwecji, gdzie działa wiele hydroelektrowni, czy z usianych wiatrakami Niemiec.

Tym bardziej że już w ubiegłym roku ze względu na relację naszych cen hurtowych (40,5 euro/MWh) do notowań na Nord Pool Spot (33,8 euro/MWh), głównej giełdzie energii dla krajów nordyckich i nadbałtyckich, staliśmy się importerem energii.

Było to możliwe dzięki łączącemu nasz system ze Szwecją kablowi o przepustowości 600 MW. Możliwości przesyłu jeszcze się zwiększą. Do końca tego roku powstanie most energetyczny Polski z Litwą. W tym samym czasie zamontowane zostaną na granicy z Niemcami urządzenia zmniejszające zjawisko tzw. niekontrolowanych przepływów kołowych.

– Większe moce przesyłowe mogą wpłynąć korzystnie na cenę prądu u nas. Pytanie tylko, czy ten chwilowy spadek nie wpłynie na pogorszenie naszego bezpieczeństwa energetycznego – zastanawia się Kaliś.

Esa Hyvärinen, wiceprezes ds. relacji korporacyjnych w Fortum

Fortum popiera porozumienie dotyczące rezerwy stabilizacyjnej, gdyż wspiera ono politykę niskoemisyjną. Oczekujemy, że dzięki wprowadzeniu tego mechanizmu będzie można zrezygnować z części podatków i dopłat do energii odnawialnej na poziomie krajowym. Obecnie stanowią one znaczący koszt dla przemysłu.

To z kolei miałoby szczególne znaczenie dla energochłonnych branż.

Nie sądzę jednak, aby doszło do wzrostu importu energii, na przykład ze Szwecji do Polski, gdyż ograniczenie stanowią tu udostępniane moce przesyłowe. Już teraz są one wykorzystywane niemal w pełni, co utrudnia wzrost importu.

Henryk Majchrzak, prezes PSE

Prowadzone przez PSE inwestycje, m.in. budowa mostu energetycznego z Litwą i instalacja urządzeń na granicy z Niemcami, zwiększą możliwości przesyłu energii do Polski. Jednak to, czy spowodują one wzrost handlowego importu energii, zależy od wielu czynników. Chodzi m.in. o relacje cen na sąsiednich rynkach i stopień wykorzystania zdolności przesyłowych do tranzytu, który wynika z transakcji zawartych poza obszarem polskim. Czynniki cenotwórcze, np. wzrost cen uprawnień do emisji CO2 i zakładany dynamiczny rozwój subsydiowanej energetyki odnawialnej w Niemczech, można uznać za ważne przesłanki dla wzrostu importu.

Spółki się zabezpieczyły

Przedsiębiorstwa energetyczne w różny sposób przyjęły decyzję o utworzeniu rezerwy stabilizacyjnej dla unijnego rynku pozwoleń na emisję CO2 w 2019 r., a nie – jak postulowała Polska – od 2021 r. Enea wprost mówi, że liczyła na 2021 r. Z kolei dla Tauronu nie było to zaskoczeniem e względu na fakt, że mechanizm MSR jest skutkiem konsekwentnie realizowanej strategii Komisji Europejskiej dotyczącej przemian w europejskim systemie handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS), a o scenariuszu z wcześniejszą datą mówiło się już na rynku. – Ostatni wzrost cen zdyskontował już to wydarzenie i stanowi ewentualną zapowiedź kontynuacji trendu – tłumaczy Magdalena Rusinek, rzeczniczka katowickiej grupy energetycznej. Ale jak zaznacza, Tauron już uwzględnił to w aktywnym zarządzaniu portfelami zakupowymi i wytwórczymi, dlatego wyższe ceny uprawnień nie wpłyną istotnie na grupę.

Piotr Ludwiczak z biura prasowego Enei mówi o spodziewanym wzroście cen, ale przypomina, że w ubiegłym roku Polska wynegocjowała mechanizmy kompensacyjne, w tym przydział uprawnień emisji CO2 i fundusz modernizacyjny, które powinny złagodzić wpływ polityki klimatycznej na ceny energii.

Biznes
Postulaty gospodarcze kandydatów na Prezydenta. Putin nie przyleciał do Turcji
Biznes
Brytyjski koncern Jaguar nie planuje produkcji samochodów w USA
Biznes
Tysiące dronów Macierewicza wreszcie dolecą. MON kupuje Warmate’y
Biznes
Sankcje na Rosję uzgodnione. Kolejne setki miliardów dla USA