Państwa członkowskie UE dały zielone światło dla wprowadzenia tzw. mechanizmu rezerwy stabilizacyjnej (MSR) dwa lata wcześniej, niż oczekiwała tego Polska. Porozumienie to w dużym uproszczeniu oznacza, że zezwolenia do emisji dwutlenku węgla, które wpływają na cenę prądu, będą zdejmowane z rynku, gdy nadpodaż przekroczy oczekiwany przez decydentów w Brukseli poziom (833 mln ton)..
Rajd cen w górę
Bez względu na datę wprowadzenia interwencyjnego skupu skutkiem będzie sukcesywny wzrost cen certyfikatów. To podniesie koszty wytwórców prądu, które ostatecznie zobaczymy w rachunkach za prąd. Dziś koszt certyfikatu to średnio 7,2 euro. Ale w 2020 r. średnia cena emisji tony CO2 ma wynieść 16,8 euro – wynika z ankiety portalu Carbon Pulse przeprowadzonej wśród analityków dziesięciu podmiotów operujących na tym rynku. To znaczący wzrost wobec prognozowanych przez nich na ten rok 8,90 euro.
– Implikuje to średnią roczną stopę wzrostu cen uprawnień ok. 15 proc. Jeśli jednak wstępne postanowienia negocjacji dotyczących reformy MSR wejdą w życie, to szacowane roczne tempo wzrostu cen uprawnień powinno być jeszcze wyższe, bo warunki przyjęte na spotkaniu 5 maja są bardziej restrykcyjne – zauważa Krzysztof Mazurski, makler w DM Consus.
Eksperci szacują, że jeśli sprawdzą się prognozy wzrostu cen uprawnień do 16,8 euro, prąd podrożeje o 7–8 euro/MWh.
Zdaniem Piotra Dzięciołowskiego z DM Citi Handlowego pod największą presją wzrostu kosztów, ze względu na drożejące uprawnienia do emisji, będą najbardziej emisyjne elektrownie, czyli te należące do ZE PAK i PGE, a także spółki nieinwestujące. Bo właśnie dzięki inwestycjom firmy dostają darmowe uprawnienia do emisji CO2.