Głównym obciążeniem dla irlandzkiego budżetu jest Anglo Irish Bank. Ta instytucja dostała jak dotąd od rządu 22,9 mld euro pomocy. Ma otrzymać z państwowej kasy jeszcze 6,4 mld euro, a w razie nieoczekiwanych strat – dodatkowo 5 mld euro.
Łączny koszt ratowania Anglo Irish wyniesie więc 34,3 mld euro. W Dublinie rozwieszane są już plakaty i rozdawane ulotki, na których mieszkańcy pokazują, że za ich pieniądze ratowana jest instytucja, której można było pozwolić upaść, a pieniądze już w nią wpompowane przeznaczyć np. na budowę szkół. Jeden z protestujących podjechał nawet przed parlament obwieszoną transparentem betoniarką, uniemożliwiając tym samym dojazd do budynku.
Z kolei akcje Allied Irish Banks, który sprzedał Bank Zachodni WBK hiszpańskiemu Santanderowi, taniały wczoraj nawet o 30 proc. Inwestorzy zareagowali w ten sposób na doniesienia, że kontrolę nad kredytodawcą przejmie rząd w Dublinie. Posady stracą prezes Colm Doherty oraz przewodniczący rady dyrektorów Dan O’Connor.
Irlandzkie władze dotychczas posiadały 16 proc. udziałów w AIB, które objęły w zamian za 3,5 mld euro pomocy, jakiej udzieliły bankowi już na początku 2009 r. To jednak nie wystarczyło, aby uzdrowić zmagającą się z następstwami krachu na rynku nieruchomości instytucję.
Wczoraj irlandzki nadzór bankowy ocenił, że do końca bieżącego roku AIB musi zgromadzić jeszcze 10,4 mld euro, aby podnieść współczynnik adekwatności kapitałowej do bezpiecznego poziomu. W marcu kwotę tę oceniono na 7,4 mld euro. Luka kapitałowa AIB to efekt działalności Krajowej Agencji Zarządzania Aktywami (NAMA), czyli tzw. złego banku, który odkupił od irlandzkich pożyczkodawców nietrafione kredyty po niższych od nominalnych cenach.