Obawy, że Narodowy Bank Polski spóźni się z normalizacją polityki pieniężnej po wywołanym przez pandemię kryzysie, nasiliły się po ostatnich danych dotyczących inflacji. W kwietniu, jak oszacował wstępnie GUS, wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) wzrósł o 4,3 proc. rok do roku, po 3,2 proc. w marcu. To skłoniło ekonomistów do zmiany prognoz na kolejne miesiące. Obecnie zanosi się na to, że przez ten rok i dużą część przyszłego inflacja będzie powyżej 3,5 proc., czyli górnej granicy dopuszczalnych odchyleń od celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.). Na podwyższonym poziomie utrzyma się też prawdopodobnie tzw. inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności.

To główny argument na rzecz szybkiej podwyżki stopy referencyjnej NBP, która od maja 2020 r. wynosi 0,1 proc. – Chociaż ostatnie przyspieszenie inflacji było w istotnej mierze spowodowane przez czynniki pozostające poza sferą oddziaływania decyzji RPP, a obranie restrykcyjnego kursu polityki pieniężnej może osłabić ożywienie gospodarcze po pandemii, nie można też ignorować utrzymującej się na wysokim poziomie inflacji bazowej i dynamicznego wzrostu cen usług. Istnieje ryzyko, że nawet po ustaniu wpływu czynników o charakterze przejściowym inflacja nie powróci do celu, a w konsekwencji następować będzie odkotwiczenie oczekiwań inflacyjnych – tłumaczy Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorstw Polskich. Według niego RPP powinna podnieść stopy procentowe latem br. (w III kwartale). Tego zdania jest łącznie z nim siedmiu spośród 39 ankietowanych przez nas ekonomistów z instytucji finansowych, think tanków, organizacji biznesowych i uczelni. Kolejnych sześciu opowiada się za podwyżką w IV kwartale br., a 13 sądzi, że RPP powinna wykonać taki ruch już w czerwcu. Łącznie więc 26 ekonomistów (67 proc.) sądzi, że normalizacja polityki pieniężnej powinna rozpocząć się już w tym roku.
Czytaj także: Wzrost stóp? Lepiej dla banków, gorzej dla dłużników
Prezes NBP Adam Glapiński na piątkowej wideokonferencji dał do zrozumienia, że tak się raczej nie stanie. Według niego o podwyższaniu stóp procentowych będzie można rozmawiać dopiero w połowie 2022 r. Jak przekonywał, inflacja byłaby zgodna z celem NBP, gdyby nie odbicie cen paliw na globalnym rynku oraz wzrost cen energii elektrycznej i odbioru śmieci. Te czynniki są zaś poza kontrolą banku centralnego. – Nie ma żadnych podstaw, aby sądzić, że to polityka pieniężna pobudza inflację – mówił prof. Glapiński. I podkreślał, że nie można wciąż wykluczyć, że pojawi się kolejna fala pandemii, która zatrzyma ożywienie gospodarcze.