Chodzi o pieniądze z programu operacyjnego „Innowacyjna gospodarka" dla przedsiębiorców. Będzie to jedyny w tym roku i ostatni w całym okresie 2007–2013 konkurs o euro z tzw. kredytu technologicznego. Firmy obawiają się dotacyjnej posuchy w latach 2013–2014, ale kolejki to przede wszystkim efekt złych przepisów. Są one zmorą firm od początku podziału pieniędzy z tego instrumentu.
Choć w okresie 2007–2013 na kredyt technologiczny przeznaczono w „Innowacyjnej gospodarce" ponad 1,6 mld zł, to do końca 2010 r. firmy prawie nie interesowały się tymi pieniędzmi. Przyczyną były zbyt skomplikowane i nieprzyjazne procedury. Zmieniło się to 3 lutego 2011 r., kiedy znowelizowano ustawę o niektórych formach wspierania działalności innowacyjnej. Przedsiębiorcy ochoczo ruszyli więc po pieniądze rozdzielane przez Bank Gospodarstwa Krajowego.
Nerwowy finisz
Okazało się, że i zbyt duża liczba chętnych może stanowić wyzwanie w obliczu innych złych przepisów, których nie zmieniono podczas nowelizacji ustawy. Stanowią one, że wnioski o premie technologiczne są oceniane na zasadzie spełnia –nie spełnia warunków, bez przyznawania punktów. Nie powstaje więc lista rankingowa projektów. Przedsiębiorcy obawiają się, że jeśli do BGK wpłyną poprawne wnioski o wartości większej niż budżet danego naboru, o kolejności rozpoczęcia ich oceny, a tym samym przyznaniu pieniędzy, zdecyduje moment ich wpływu.
– To paranoja, że o setkach milionów złotych po raz kolejny może zdecydować miejsce w kolejce, i to kolejce kurierów – zżyma się Michał Gwizda, partner w firmie doradczej Accreo Taxand.
Eksperci zwracają też uwagę na niedociągnięcia techniczne. – Banki uczestniczące w podziale pieniędzy z kredytu technologicznego są nieprzygotowane. Powinny być podłączone do końcówki systemu informatycznego BGK i wtedy wnioski byłyby składane normalnie. A tak mamy wojnę firm kurierskich i przerzucanie się paczkami z wnioskami – uważa Przemysław Sulich, prezes firmy doradczej A1 Europe.