– Przed wakacjami zaproponujemy kolejny etap unii bankowej. Fundusz uporządkowanej likwidacji banków będzie opierał się na istniejących zapisach traktatowych – zadeklarował wczoraj Jose Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej. Ma to być drugi etap, po już zatwierdzonym nadzorze bankowym. Ulokowany w Europejskim Banku Centralnym ma ruszyć w 2014 r. i być obowiązkowy dla wszystkich państw strefy euro, a dobrowolnym dla pozostałych krajów UE, w tym Polski.
Teraz Komisja Europejska pracuje nad funduszem uporządkowanej likwidacji banków, który będzie centralnie decydował, jak ratować zagrożone instytucje. Ostatnim etapem ma być europejski fundusz gwarantowania depozytów.
Nowe traktaty?
Największy sceptycyzm odnośnie do kolejnych etapów wykazują Niemcy. Według nich nie ma mowy o jednym centralnie zarządzanym funduszu, z jednym budżetem na wszystkie banki. Wolfgang Schauble, berliński minister finansów, opowiedział się tylko za systemem narodowych funduszy. A więc zobligowaniem wszystkich państw do stworzenia takich instytucji. Z dyskusją o centralnym europejskim funduszu chciałby poczekać przynajmniej do 2014 r., gdy po wyborach do Parlamentu Europejskiego rozpocznie się dyskusja o możliwych zmianach traktatowych. Bo zdaniem Berlina bez nowego traktatu takiego funduszu stworzyć się nie da.
Jednak zarówno KE, jak i większość innych państw Unii i wreszcie Europejski Bank Centralny mają na ten temat inne zdanie. Uważają, że można działać, opierając się na obecnych traktatach. – Chcemy jednego systemu likwidacji, razem z jedną agencją i jednym funduszem finansowanym z opłat nakładanych na banki – powiedział niemiecki członek zarządu EBC Joerg Asmussen.
Według propozycji KE opłata ta miałaby wynieść 1 proc. depozytów. Pierwszym etapem ma być obowiązek stworzenia właśnie funduszy narodowych. W Polsce Bankowy Fundusz Gwarancyjny już od lata zbiera składki od banków, aby mieć pieniądze na ich ratowanie i wypłacanie gwarantowanych depozytów. Ale w innych państwach UE takiego prefinansowanego systemu nie ma. Zresztą dwa kraje Unii – Wielka Brytania i Szwecja – są temu przeciwne.