Co drugi pacjent z cukrzycą, który przeszedł zawał, nie dożywa kolejnych pięciu lat. Podobne statystyki dotyczą tylko pacjentów chorych na nowotwory złośliwe. Dlatego warto się zastanowić nad zwiększeniem dostępności do terapii, które ograniczają ryzyko następstw cukrzycy. Do takiego wniosku doszli uczestnicy debaty „Rzeczpospolitej”.
Niezwykły postęp w leczeniu cukrzycy
Powikłania sercowo-naczyniowe, takie jak zawał serca czy udar mózgu, to wciąż największy problem chorych na cukrzycę. Chociaż, jak mówi konsultant krajowy w dziedzinie diabetologii prof. Krzysztof Strojek, na przestrzeni ostatnich 20–30 lat odnotowano zdecydowany spadek liczby powikłań mikroangiopatycznych, prowadzących do ślepoty czy uszkodzenia nerwów, pozostaje wiele do zrobienia, jeśli chodzi o inne następstwa cukrzycy. – Niedawno ukazała się praca, według której 70 proc. cukrzyków z 10–15-letnim czasem trwania choroby, a więc wtedy, gdy pojawiają się powikłania, nie ma żadnych zmian na dnie oczu. Jeżeli jednak chodzi o powikłania sercowo-naczyniowe, to przed nami wciąż daleka droga – mówił prof. Krzysztof Strojek, kierownik III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Jak mówił dr n. med. Krzysztof Chlebus z I Katedry i Kliniki Kardiologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, współautor raportu „Cukrzyca. Ukryta pandemia. Sytuacja w Polsce. Edycja 2014”, na leczenie powikłań wydajemy drugie tyle, co na leczenie samej cukrzycy. W latach 2009–2013 wzrosły one ponaddwukrotnie – z 840 mln w 2009 do powyżej 2 mld w 2013 r. – 70 proc. tych wydatków generują powikłania sercowo-naczyniowe, będące następstwem źle kontrolowanej glikemii. Każdy lekarz wie, że cukrzyk to pacjent wysokiego ryzyka, który ma takie same ryzyko incydentów sercowo-naczyniowych jak pacjent po zawale, a ryzyko zgonu dwu-, trzykrotnie większe niż pacjent bez cukrzycy. Jeszcze gorzej jest w przypadku kobiet – u diabetyczki ryzyko zgonu wzrasta trzy do pięciu razy – mówił dr Chlebus. Prof. Grzegorz Dzida z Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie dodał, że dzięki postępowi kardiologii interwencyjnej przeżywa coraz więcej osób, również pacjentów z cukrzycą, jednak ma to swoją cenę. – Serce u diabetyków po takim incydencie jest narażone na niewydolność, którą w Polsce szacunkowo ma 800 tys. ludzi. Myślę, że 30–40 proc. z nich stanowią diabetycy. Tyle że niewydolność serca w cukrzycy rokuje jak nowotwór złośliwy. Pięciu lat od wystąpienia pierwszych objawów niewydolności serca nie przeżywa nawet połowa chorych. Szczególnie dotyczy to kobiet, u których połączenie cukrzycy i niewydolności serca rokuje bardzo źle – mówił prof. Dzida. Dodał, że na szczęście dziś lekarze potrafią już pomóc takim pacjentom. – Pojawiły się leki, które redukują ryzyko zaostrzenia niewydolności serca o 40–50 proc.
– Duży potencjał redukowania incydentów sercowo-naczyniowych mają nowe leki – inhibitory SGLT-2. Zgodnie z badaniem LIDER, ich stosowanie powoduje o 22 proc. mniej zgonów wśród cukrzyków z powodów sercowo-naczyniowych i redukcję zawałów czy udarów aż o 11 proc. Prócz kontroli glikemii, a więc poprawy komfortu życia pacjentów, przynoszą też wymierne korzyści w postaci redukcji kosztów powikłań – mówił dr Chlebus. – Pytanie, na co może pozwolić sobie system czy płatnik publiczny. Jednak technologicznie czy farmakologicznie stajemy w obliczu znaczących zmian w możliwościach leczenia – mówił dr Chlebus.