W poniedziałek Naczelny Sąd Administracyjny zebrał się w pełnym składzie, liczącym ponad 90 sędziów – w przeszłości coś podobnego zdarzyło się tylko raz. Wszystko z powodu doniosłości kwestii, którą się zajmował. Na koniec jednak odmówił podjęcia uchwały w sprawie komunalizacji gruntów PKP. Te nieruchomości są dziś olbrzymim problemem. Chodzi m.in. o takie, przez które przebiega część torów kolejowych lub na których stoją dworce. Często mają one niejasny stan prawny. Nie wiadomo, czyją są własnością: PKP czy gmin, co utrudnia inwestycje za unijne pieniądze. Z danych Prokuratorii Generalnej (PG) wynika, że obecnie toczy się 55 postępowań komunalizacyjnych.
Z wnioskiem o wydanie uchwały zwrócił się więc do NSA prezes Prokuratorii. Chciał, by NSA zrewidował swoje poglądy wyrażone w dwóch wcześniejszych uchwałach podjętych w składzie siedmiu sędziów w 2017 i 2018 r. Wynika z nich, że jeżeli PKP nie posiadają dokumentów potwierdzających tytuł prawny do gruntów kolejowych, doszło do ich komunalizacji. Chodzi konkretnie o dokumenty wymienione w art. 38 ust. 2 ustawy z 29 kwietnia 1985 r. o gospodarce gruntami i wywłaszczaniu nieruchomości. Lista jest krótka, znajduje się na niej: decyzja o zarządzanie, umowa o oddanie w użytkowanie oraz umowa o nabycie nieruchomości.
– Uchwały wciągnęły PKP w swoistą pułapkę prawną – tłumaczył przed NSA Marek Miller, wiceprezes Prokuratorii Generalnej. Przed laty nikt się nie spodziewał, że dojdzie do przemian społeczno-ustrojowych ani że grunty kolejowe mogą nie być w zarządzie PKP. Tych decyzji i umów PKP dziś nie ma. Ale to nie znaczy też, że nie są to już grunty kolejowe – dodał prezes Miller.
Podobnego zdania był Robert Hernard, zastępca prokuratora generalnego. Według niego do komunalizacji gruntów kolejowych nie doszło, mimo że PKP nie posiadają odpowiednich dokumentów.
– Żaden przepis, który wszedł w życie po 1944 r., nie doprowadził do wywłaszczenia PKP z gruntów– podkreślił.