Niesłychany sukces Zielonych, katastrofa SPD, porażka CDU przy w sumie stabilnych wynikach Alternatywy dla Niemiec – tak zakończyły się wybory do Parlamentu Europejskiego w Niemczech. Na ich skutki nie trzeba będzie zapewne długo czekać. Mogą oznaczać bliski już koniec koalicji rządowej CDU/CSU i SPD, a co za tym idzie – odejście Angeli Merkel. Mogą też otworzyć drogę Zielonym do udziału w rządach, być może nawet w koalicji z ugrupowaniem Angeli Merkel, ale już bez niej samej. Dla rządzonej przez PiS Polski Zieloni nie są wymarzonym partnerem. Mają niezwykle ambitny program ekologiczny, chcą szybkiej rezygnacji z węgla i umacniania integracji UE. Są natomiast zdecydowanie bardziej antyrosyjscy niż dość bliscy im ideowo socjaldemokraci.
To na nich głosowało w niedzielę co najmniej 1,2 mln dotychczasowych wyborców SPD, około miliona z obozu CDU/CSU, 600 tys. dotychczasowych zwolenników postkomunistycznego ugrupowania Lewica oraz pół miliona byłych wyborców FDP. Dało to w sumie Zielonym rekordowe 20,5 proc. głosów.
CDU traci systematycznie
Liczby te nie oddają być może dokładnie nastrojów społecznych, gdyż wartości przepływów elektoratu powstały z porównania niedzielnych wyborów do PE z ostatnimi wyborami do Bundestagu. Na pewno jednak odzwierciedlają trend niemieckiej polityki. Jeszcze niedawno kierunek ten wyznaczała wzrastająca popularność Alternatywy dla Niemiec (AfD). W tym głosowaniu nieco zwolenników AfD przybyło, ale mniej, niż się spodziewano.
Klęskę SPD w wyborach europejskich można jedynie porównywać do blamażu torysów w Wielkiej Brytanii. W porównaniu do poprzednich wyborów do PE socjaldemokraci stracili niemal 12 pkt proc. W porównaniu z katastrofalnymi wynikami ostatnich wyborów do Bundestagu to 5 pkt.
Na tym nie koniec złych wiadomości. Druzgocącą porażkę SPD poniosło w niedzielnych wyborach do landtagu Bremy, tracąc pozycję lidera po raz pierwszy od siedmiu dekad.